Wichrowe Wzgórze odc. 262: Halil znajduje szokujący list!

Halil w skupieniu czyta list.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 262: Streszczenie

Nihan kroi limonki, a świeży, cierpki zapach owoców unosi się w kuchni. Starannie układa plasterki na talerzu, gdy nagle drzwi skrzypią i wchodzi Tekin. Kroki ma powolne, niemal drapieżne. W dłoni trzyma płaską, lekko wymiętą kopertę, którą co chwilę uderza o swoją dłoń, jakby chciał podkreślić jej wagę. Już sam jego sposób poruszania się sprawia, że w powietrzu gęstnieje napięcie.

— Jak taka suma mogła zmieścić się w tej kopercie? — pyta zdziwiona dziewczyna, spoglądając na niego niepewnie. Jej dłoń waha się nad deską, jakby chciała przerwać tę niezręczną ciszę.

— Spójrz sama. — Tekin podsuwa jej kopertę z drapieżnym uśmiechem. — Rozpoznajesz to?

Nihan zagląda do środka. Gdy wyciąga fotografie, jej palce zaczynają drżeć. Oczy rozszerzają się w przerażeniu.

— To… moi rodzice — szepcze, a w jej głosie pobrzmiewa panika.

— Tak, twoi rodzice — potwierdza Tekin lodowato, zbliżając się do niej krok po kroku. Dziewczyna cofa się, aż plecami napiera na kuchenne szafki. — Nie wyobrażasz sobie nawet, co mogę im zrobić, jeśli nie znikniesz stąd natychmiast. Słyszałaś?!

Nihan chwyta zdjęcia kurczowo, jakby chciała ochronić bliskich samym dotykiem papieru. Jej głos łamie się pod ciężarem rozpaczy.

— Proszę… nie rób im krzywdy, panie Tekinie. Wybacz mi… — błaga, drżącym, cienkim jak nić głosem. — Obiecuję, że nikomu nic nie powiem.

— Więc odejdziesz? — dopytuje zimno, pochylając się tak blisko, że czuje jej przyspieszony oddech.

— Tak! Natychmiast… tylko błagam, nie krzywdź mojej rodziny.

Na ustach Tekina pojawia się triumfalny uśmiech. — Brawo. Okazałaś się mądra. Od tej chwili nie zapominaj, kim jesteś… i jaka jest twoja pozycja. Wynoś się!

Pokojówka niemal wpada na drzwi w pośpiechu, uciekając z kuchni ze łzami w oczach. Tekin patrzy za nią z chłodną satysfakcją. Potem bierze do ręki plaster limonki i wkłada go do ust. Kwaśny smak wykrzywia usta, ale on tylko mruży oczy i uśmiecha się z poczuciem zwycięstwa.

***

Na zadaszonym tarasie, gdzie miękkie światło popołudnia złociło białe ściany oficyny, Tulay uniosła dłoń z czekiem. Ten prosty gest miał w sobie ciężar decyzji, która mogła odmienić przyszłość. Jej elegancki, stonowany strój podkreślał determinację, a jednocześnie kontrastował z surową obecnością mężczyzny stojącego naprzeciw.

Nieznajomy ubrany był w czarną kurtkę, która zdawała się chłonąć każdy promień światła, i wytarte dżinsy, świadczące o drodze, jaką przeszedł. Stał wyprostowany, nieruchomy, jak posąg. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała, twarz zaś nie dawała się odczytać — była skupiona, napięta, gotowa na wszystko.

— To duża suma — odezwał się w końcu, a jego głos zabrzmiał twardo, jakby chciał sprawdzić, czy kobieta jest pewna swego kroku.

— Mam nadzieję, że sobie poradzisz — odpowiedziała Tulay, patrząc mu prosto w oczy. — Otrzymasz swoją dolę, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.

— Nie martw się, dam sobie radę. Znam potężnych ludzi, którzy bez problemu zrealizują ten czek.

— Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Bądź ostrożny — ostrzegła, a w jej głosie pobrzmiewała nuta lęku, której nie mogła ukryć.

— Możesz mi zaufać. — Skinął lekko głową. — Za dwie godziny wrócę z pieniędzmi.

Odwrócił się i zniknął w alejce prowadzącej ku bramie. Tulay została sama, z czekiem wciąż drżącym w dłoni, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie powagę sytuacji.

— Przepraszam, Zeynep… — wyszeptała, a jej głos zadrżał w ciszy tarasu. — Ale muszę to zrobić dla swojej przyszłości.

W tym samym momencie w ogrodzie pojawiła się Songul. Zatrzymała się, mrużąc oczy na widok obcego mężczyzny oddalającego się od oficyny.

— Kim jest ten facet? — mruknęła pod nosem, śledząc go spojrzeniem. — Wygląda podejrzanie… Czy on jest tutaj z powodu Tulay?

***

Gulhan weszła do pracowni, niosąc na tacy dwie filiżanki kawy. Aromat świeżo mielonych ziaren od razu wypełnił pomieszczenie. Postawiła jedną filiżankę przed bratem, a drugą przed sobą, po czym usiadła naprzeciwko niego przy biurku.

— Przyjęcie urodzinowe dla Zeynep było naprawdę udane — zaczęła z ciepłym uśmiechem. — Wyglądaliście razem wspaniale. Niech Bóg sprawi, żebyście zawsze byli tak szczęśliwi. A twój taniec Zeybek… — uniosła brwi z uznaniem. — Byłam pod ogromnym wrażeniem.

Halil tylko skinął głową, biorąc łyk kawy.

— Dziękuję. — Jego głos zabrzmiał spokojnie, ale krótko.

Gulhan przyglądała mu się przez chwilę, po czym jakby mimochodem dodała:

— Właściwie… od jakiegoś czasu chciałam cię o coś zapytać, ale zawsze mi to umykało. — Zawahała się na moment. — Nie widziałam pierścionka mamy na palcu Zeynep. Jeszcze nie załatwiłeś tej sprawy?

Halil odchrząknął, odwracając wzrok.

— Nie miałem czasu — rzucił lakonicznie.

Zapadła krótka, niezręczna cisza. Było słychać tylko delikatne brzęczenie komputera i tykanie zegara na ścianie. W końcu mężczyzna przerwał napięcie:

— Bardzo dobra kawa. Dziękuję.

— Na zdrowie — odparła Gulhan, sięgając do kieszeni. Wyciągnęła kolorowy cukierek i położyła go na biurku. — A teraz trochę słodyczy na osłodę.

Halil zmrużył oczy. To był ten sam rodzaj cukierka… taki, jaki znalazł w swoim gabinecie. Cukierek zdrajcy.

— Zeynep ci go dała? — zapytał ostrożnie, starając się ukryć napięcie w głosie.

— Nie, skąd. — Gulhan uśmiechnęła się beztrosko. — Tekin. On je uwielbia. W pokoju zawsze ma ich pełno. Mogę ci przynieść kilka, jeśli chcesz.

Słowa siostry uderzyły Halila niczym zimny podmuch. W jego głowie zaczęły kotłować się myśli:

Czy to możliwe? Czy się pomyliłem? Czy Tekin współpracował z Kazimem? Czy niesprawiedliwie oskarżyłem Zeynep…?

Poczuł, jak jego serce przyspiesza. Nie mógł tego dłużej ciągnąć. Wstał gwałtownie.

— Przepraszam… przypomniało mi się, że miałem wysłać ważnego maila. Komputer jest w moim gabinecie — rzucił szybko, unikając spojrzenia siostry.

Nie czekając na odpowiedź, chwycił filiżankę i wyszedł, zostawiając Gulhan z lekkim zdziwieniem na twarzy.

***

Kamera przesuwa się przed wejście do rezydencji. Na stopniach stoi Nihan, kurczowo ściskając rączkę swojej walizki. Jej twarz zdradza napięcie i pośpiech, jakby każda sekunda miała znaczenie. Naprzeciwko niej zatrzymuje się Zeynep, której spojrzenie łagodnieje.

— Życzę twojej mamie szybkiego powrotu do zdrowia — mówi ciepłym tonem. — Mam nadzieję, że niedługo poczuje się lepiej. — Po krótkiej chwili sięga do torebki i dodaje: — A tak przy okazji… może przyda ci się trochę pieniędzy. Weź to.

Delikatnym, ale stanowczym gestem wciska w dłoń pokojówki zwitek banknotów.

Nihan unosi wzrok, a w jej oczach błyszczy wdzięczność.

— Dziękuję, pani Zeynep — mówi miękko i chowa pieniądze do portfela. — To naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Dziewczyna odwraca się i rusza w stronę bramy. W jej sylwetce czuć pośpiech, ale też ciężar zmartwienia. Zeynep przez chwilę patrzy za nią, aż obok niespodziewanie pojawia się Halil.

— Zrezygnowała z pracy — wyjaśnia, zanim mężczyzna zdąży zapytać. — Proszę, nie bądź na nią zły, że nie powiedziała ci osobiście. Jej mama jest chora, musi się spieszyć.

Halil nie odpowiada. Jego spojrzenie zatrzymuje się na twarzy Zeynep, głębokie i przenikliwe, jakby chciał zajrzeć pod warstwę jej słów. Milczy, ale w jego myślach pobrzmiewa pytanie, którego nie potrafi uciszyć:

„Czy naprawdę jest niewinna?”

***

Hakan i Halil wchodzą do gabinetu. Powietrze od razu gęstnieje od powagi, a asystent nie traci czasu.

— Dotarłem do człowieka, który dobrze zna Kazima — zaczyna zdecydowanym tonem. — Dowiedziałem się wielu rzeczy… i to takich, które mogą nam się przydać. Kazim prowadzi własne kasyno.

Halil unosi brew, jakby wcale nie był zaskoczony.

— Pasuje do niego — przyznaje chłodno. — Zawsze szukał szybkich pieniędzy i brudnych interesów.

Hakan jednak nie spuszcza z tonu.

— Ale to nie wszystko. Szczerze mówiąc, sam się tego nie spodziewałem.

Halil pochyla się w stronę asystenta, a jego spojrzenie staje się ostre.

— Nie trzymaj mnie w niepewności. Mów.

— Tekin… — Hakan zawiesza głos, jakby szukał odpowiednich słów. — Tekin był stałym bywalcem kasyna Kazima.

W tej chwili kamera przenosi się na korytarz. Tekin, przyciśnięty do ściany, podsłuchuje rozmowę. Jego twarz wykrzywia gniew, pięść zaciska się tak mocno, że aż bieleją knykcie. Nagle uderza nią w futrynę drzwi, ale zaraz hamuje się, tłumiąc w sobie krzyk. Wie, że właśnie zapadł na niego wyrok. Zrywa się i odchodzi szybkim krokiem, jakby ziemia paliła go pod stopami.

W gabinecie Halil wstaje gwałtownie z fotela. W jego oczach błyszczy furia.

— Teraz już wszystko rozumiem — mówi, a jego głos drży od napięcia. — Ten problem trzeba rozwiązać. Przyprowadź mi go, Hakan.

Asystent skinieniem potwierdza i wychodzi. Chwilę później Halil, nie mogąc powstrzymać gniewu, uderza pięścią w szafkę, aż zadrżały w niej dokumenty.

— Jeśli Tekin naprawdę jest psem Kazima… — mówi z goryczą, a każde słowo tnie ciszę jak nóż. — Skrzywdziłem ją bez powodu. — Jego twarz wygina się w bólu. — Oskarżyłem cię bez cienia racji, Zeynep.

***

Tulay niespokojnie przechadza się przed oficyną. Jej obcasy stukają o bruk w szybkim, nerwowym rytmie. Co chwilę zaciska dłonie, jakby chciała zgnieść własny lęk, a potem pociera je, próbując uspokoić drżenie. Wzrok co chwilę kieruje ku ścieżce prowadzącej w stronę miasta. Gdzie on jest? Człowiek, któremu powierzyła realizację czeku, obiecał wrócić za dwie godziny. Czas minął, a jego nadal nie ma.

Nagle w oddali dostrzega sylwetkę. Szybko mruży oczy, licząc, że to oczekiwany posłaniec. Ale kiedy postać zbliża się, Tulay sztywnieje. To Songul.

— Czekasz na kogoś? — pyta ta z fałszywym uśmiechem, zatrzymując się przed rywalką. Jej ton aż kipi złośliwością. — Przyszłam ci tylko powiedzieć, żebyś nie czekała na próżno.

Songul powoli unosi ręce. W palcach trzyma czek, błyszczący w słońcu jak dowód zbrodni.

— Twoje panowanie w tej rezydencji właśnie dobiegło końca — mówi, a w jej oczach pojawia się triumf. — I nie tylko tu. Twoja reputacja w całym mieście legła w gruzach. Pamiętaj, Tulay… w tym mieście nikt nie zrealizuje czeku bez mojej wiedzy.

Tulay blednie, a jej usta rozchylają się bezgłośnie.

— Próbowałam się ciebie pozbyć najpierw przez Halila, potem przez Zeynep — kontynuuje Songul chłodno, niemal z nutą politowania. — Obie próby zawiodły. Ale ty sama zawiesiłaś sobie pętlę na szyi.

Robi krok bliżej, a jej głos staje się twardszy, przesycony jadem.

— Po tym wszystkim, co zrobiłaś, jeśli Halil dowie się, że próbowałaś zrealizować czek, który należał do Zeynep… nie tylko wyrzuci cię z tej farmy. On nie pozwoli ci nawet zostać w tym mieście.

— Ja… — Tulay wydobywa z siebie ledwo słyszalny głos. Jej dłonie drżą, a spojrzenie błądzi, jakby szukała ratunku tam, gdzie go nie ma.

Songul uśmiecha się zimno.

— Spokojnie. To zostanie między nami. — Zawiesza głos, delektując się chwilą. — Ale nie spędzisz tutaj ani jednej nocy więcej. Daję ci czas do wieczora. Spakuj się i odejdź.

Odwraca się na pięcie i powoli odchodzi, a każdy krok Songul brzmi w uszach Tulay jak wyrok. Kobieta zostaje sama, w beznadziejnym położeniu, z poczuciem, że grunt właśnie osunął się jej spod nóg.

***

Halil siedzi za biurkiem, miarowo uderzając długopisem o blat. Każde stuknięcie rozbrzmiewa w dusznej ciszy gabinetu jak krople spadające na kamień. Drugą ręką drapie się po brodzie, jakby chciał zagłuszyć narastającą frustrację.

Drzwi otwierają się powoli i wchodzi Tekin. W przeciwieństwie do swojego szwagra wygląda na zrelaksowanego, jakby cała sytuacja w ogóle go nie dotyczyła.

— Wzywałeś mnie? — pyta swobodnie, z cieniem ironii w głosie.

Halil nie odpowiada. Skinieniem głowy wskazuje na fotel naprzeciwko. Tekin siada wygodnie, nonszalancko opierając się na oparciu i kładąc ręce wzdłuż kolan. Na jego twarzy maluje się spokój i pewność siebie — zaskakujące, biorąc pod uwagę, że wszyscy wiedzą już, do kogo należał znaleziony w gabinecie cukierek.

Halil przeszywa go spojrzeniem. Pociera palec wskazujący o kciuk — gest, który zawsze zdradza jego gniew.

— Słyszałem, że uprawiasz hazard — mówi lodowatym tonem.

Po raz pierwszy widać na obliczu Tekina cień niepokoju. Zmarszczył lekko brwi, ale zaraz próbuje się bronić.

— Nie… — odpowiada z wymuszonym spokojem. — W młodości, owszem, zdarzyło mi się zagrać, z czystej ciekawości. Ale później? Nigdy więcej.

Halil pochyla się lekko do przodu.

— Tak mówisz? — mruczy. — To powiedz mi, co to jest.

Sięga po dużą teczkę konferencyjną, rozkłada ją przed sobą… i nagle zastygł. Wśród dokumentów dostrzega coś, czego nie widział wcześniej — kopertę, grubą, zaadresowaną do niego. Serce bije mu mocniej. Powoli rozrywa papier i wyciąga list.

Panie Halilu,

to ja powiedziałam panu Kazimowi o przetargu. Pani Zeynep poprosiła mnie, żebym to zrobiła w zamian za duże pieniądze. Zgodziłam się, bo potrzebowałam pieniędzy. Pracowałam dla ciebie przez cały ten czas. Zrezygnowałam, bo było mi wstyd. Nie mogłam ukryć w sobie tej niewdzięczności. Chciałam tylko, żebyś wiedział.

Nihan

Halil gwałtownie wstaje. Jego krzesło zgrzyta o podłogę. Żyła na skroni pulsuje wściekłością. W głowie powraca obraz, jak Zeynep dyskretnie wkłada do dłoni pokojówki gruby plik banknotów. To, co wtedy zignorował, teraz układa się w przerażającą całość.

Bez słowa, z twarzą zastygłą w gniewnym grymasie, Halil opuszcza gabinet. Drzwi zamykają się za nim z hukiem.

Tekin zostaje sam. Kąciki jego ust unoszą się w szyderczym uśmiechu. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że został przyciśnięty do muru, że nie ma już drogi ucieczki. A jednak znowu spadł na cztery łapy.

Sięga po telefon, wybiera numer i przykłada aparat do ucha.

— Wszystko załatwione, Kazimie — mówi z satysfakcją, jakby ogłaszał własne zwycięstwo. — Cała wina spadła na Zeynep.

Po drugiej stronie odzywa się chrapliwy głos bandyty.

— Świetnie. — W jego tonie pobrzmiewa złowroga obietnica. — Zeynep zrozumie, co to znaczy sprzeciwić się mnie.

***

Halil wpada do pokoju jak burza, drzwi uderzają z hukiem o ścianę. Jego twarz jest napięta, a w oczach płonie gniew i determinacja. Nie daje Zeynep czasu na słowo — podchodzi do biurka, szarpnięciem otwiera szufladę i wyciąga z niej kontrakt. Pióro w jego dłoni zarysowuje papier gwałtownym, zdecydowanym ruchem. Każda litera jego podpisu brzmi jak wyrok.

Zeynep odwraca się w osłupieniu. Jeszcze chwilę wcześniej rozmawiała przez telefon z Serdarem Koralem, próbując zakończyć współpracę i odciąć się od kłopotów. Teraz patrzy, jak jej mąż jednym gestem niweczy wszystkie jej starania.

Halil wyciąga dłoń i przejmuje od niej telefon. Jego ton, gdy się odzywa, nie pozostawia miejsca na sprzeciw:

— Panie Serdarze, tu Halil Fırat — mówi stanowczo, a każde słowo brzmi jak stal. — Nie martw się, właśnie podpisałem umowę. Gratuluję nam obu nowego partnerstwa. Życzę miłego dnia.

Rozłącza się bez pożegnania, odkłada telefon na biurko i powoli zwraca się do żony. Jego głos jest spokojny, ale w tym spokoju czai się coś lodowatego.

— Udało ci się, Zeynep. — Zawiesza na niej spojrzenie, od którego aż ciarki przebiegają po plecach. — Dostałaś to, czego chciałaś. Ale pamiętaj… odtąd wszystko będzie inaczej. Nie będę już zasypywał wykopanych przez ciebie dołów.

Robi krok w jej stronę, a jego głos obniża się do szeptu pełnego jadu:

— Od teraz… oboje będziemy w nie wpadać.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 154. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy