Wichrowe Wzgórze odc. 264: Triumf Tulay! Songul sprowadzona do roli służącej!

Songul mopuje podłogę w oficynie, a Tulay zagląda do wiadra.

„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 264: Streszczenie

Licznik przy zapalniku bomby bezlitośnie odlicza kolejne sekundy — wskazówka przesuwa się już w okolice dwudziestej minuty. W dusznej ciszy magazynu, gdzie w powietrzu unosi się zapach świeżych warzyw i kurzu, Zeynep wciąż zajęta jest spisywaniem produktów. Nie wie, że z każdym zapisanym słowem czas śmierci zbliża się coraz szybciej. Jej myśli jednak wcale nie są skupione na pracy — wciąż dręczy ją kod do sejfu Halila.

„To musi być jakaś data… coś, co dla niego ma znaczenie” – powtarza w myślach, marszcząc czoło.

Zamyślona, nie zauważa nadchodzącego męża. Halil niesie dla niej szklankę herbaty, bursztynowy płyn drży w szkle. Nagle wpadają na siebie. Herbata rozlewa się szeroką plamą na notatki Zeynep, rozmazując jej skrupulatnie spisaną listę.

– Lista jest zniszczona! – wybucha Zeynep, odrzucając mokry zeszyt na stolik. Jej oczy płoną gniewem. – Zrobiłeś to specjalnie, żeby zmusić mnie do dodatkowej pracy, prawda?!

– To był przypadek – odpowiada spokojniej Halil, choć w jego głosie czuć irytację. – Zdarza się. Przepisz to jeszcze raz.

– Nie zrobię tego! – Zeynep tupie obcasem, jakby chciała wbić złość w betonową podłogę. – Skończyłam!

Odwraca się gwałtownie i rusza do drzwi garażowych. Najpierw szarpie za małą furtkę, ale zasuwa ani drgnie. Próbując sił z ciężką bramą, napiera całym ciałem, jednak metalowy kolos nawet nie zaskrzypi. Każda nieudana próba tylko wzmaga jej frustrację.

– Zamknąłeś nas tutaj?! – krzyczy oskarżycielsko w stronę męża. – No tak, typowe dla ciebie! Jak nie alarmy, to więzienie!

– Nie bądź śmieszna – odbija twardo Halil, podchodząc bliżej. – To ty zawsze zawalasz, a potem obwiniasz innych. Odsuń się.

Przejmuje inicjatywę, próbuje otworzyć drzwi, szarpie, uderza ramieniem w ciężką bramę. Żyły na jego szyi napinają się z wysiłku, ale efekt jest taki sam – żadnego ruchu.

Zeynep milknie. Jej twarz traci gniewny wyraz, zastępuje go zdumienie. – Więc… to nie ty? To naprawdę nie ty nas tu zamknąłeś?

– Nie – odpowiada krótko Halil, wciąż ciężko dysząc. W tej samej chwili jego kieszeń wibruje. Wyciąga telefon. Na ekranie widnieje nowa wiadomość od Kazima.

„Rodzino Firat, nie powinniście byli się mi sprzeciwiać. Zmówcie ostatnią modlitwę. Zostało wam mało czasu.”

Halil blednie, w jego oczach pojawia się błysk niepokoju, niemal paniki.

– Co się dzieje, Halilu? – głos Zeynep drży, a ona sama zaczyna instynktownie cofać się w głąb magazynu.

Halil zaciska pięści.
– Kazim… To on. To on nas tu zamknął.

Sięga po telefon, usiłuje wybrać numer. Na ekranie jednak nie świeci się ani jedna kreska zasięgu. Czerwona ikona pustej sieci przypieczętowuje ich dramat.

***

Tulay rozsiada się wygodnie na sofie w ogrodzie, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie jeszcze niedawno siedziała jej największa rywalka. Jej postawa pełna jest nonszalancji i wyższości, jakby znowu czuła się panią tego domu.

Nagle w drzwiach rezydencji pojawia się Songul. Zatrzymuje się na moment, a gdy dostrzega Tulay beztrosko relaksującą się w ogrodzie, jej twarz natychmiast tężeje. Gniew rozpala w niej krew. Rusza w jej stronę szybkim, zdecydowanym krokiem. Jej obcasy uderzają o kamienne płyty niczym bębny zapowiadające bitwę.

– Co ty jeszcze tutaj robisz? – rzuca ostrym tonem, stając tuż nad nią.

Tulay ani drgnie. Jedynie kącik jej ust unosi się w lekceważącym, pewnym siebie uśmiechu.

– Tulay, świetnie się bawisz, ale twój czas dobiega końca – kontynuuje Songul, zaciskając dłoń na biodrze. – Jeśli nie opuścisz tego miejsca w ciągu pół godziny…

– Co wtedy zrobisz? – przerywa jej rywalka spokojnym, władczym głosem. Wypowiada każde słowo powoli, z wyraźną pogardą. – Lepiej przynieś mi kawę. I pamiętaj – dużo pianki – mówi tonem, jakby wydawała polecenie służącej.

Songul prycha lekceważąco, lecz wewnątrz aż kipią w niej emocje.

– Przepraszam? Nie dosłyszałam – odpowiada ironicznie, krzyżując ręce na piersi. – Twoje myśli zaczynają krążyć jak myśli twojej teściowej.

Tulay podnosi się nagle i staje naprzeciw niej. Ich spojrzenia zderzają się jak ostrza, a w oczach Tulay błyszczy lodowata pewność siebie.

– Z moją głową wszystko w porządku – mówi stanowczo. – Ale wiem jedno: to ty spaliłaś drzewo na Wichrowym Wzgórzu.

Twarz Songul w jednej chwili traci swą butę. Cała pewność siebie odpływa z niej niczym powietrze z przekłutego balonu.

– Teraz oddasz mi czek – ciągnie Tulay, naciskając na każde słowo. – Nie będziesz mi więcej przeszkadzać. W przeciwnym razie… wszyscy dowiedzą się, co zrobiłaś.

Po chwili znów opada na sofę i z gracją zakłada nogę na nogę.

– A teraz czekam na swoją kawę – dodaje spokojnie, jakby sprawa była już przesądzona.

Songul otwiera usta, by coś odpowiedzieć, ale głos więźnie jej w gardle. Odwraca się więc bez słowa i wraca do rezydencji, poruszając się tak, jakby naprawdę zamierzała spełnić życzenie swojej przeciwniczki. Tulay uśmiecha się z triumfem, odprowadzając ją wzrokiem, jak zwycięzca, który dopiero co podporządkował sobie wroga.

***

W dusznym, przepełnionym zapachem ziemi i warzyw magazynie Halil desperacko mocuje się z drzwiami. Prętem próbuje podważyć kłódkę, jednak metal tylko zgrzyta i nie daje za wygraną. Frustracja narasta. Kopie w stojący obok stos skrzyń, aż jedna z nich spada z hukiem na ziemię. Z wnętrza wysypują się warzywa, ale wśród nich ukazuje się coś znacznie groźniejszego.

Bomba. Z wyraźnym, pulsującym zegarem odliczającym czas.

14:27.

Niecały kwadrans dzieli ich od śmierci.

Halil i Zeynep zamierają, wpatrując się w mechanizm. Ich spojrzenia spotykają się – blade twarze, szeroko otwarte oczy, niemoc i strach, które ściskają gardła tak, że trudno zaczerpnąć powietrza.

***

05:37.

– Co… co zrobimy? – szepcze Zeynep, a jej głos drży jak rozpięta na wietrze struna.

– Jeśli uda nam się przeciąć właściwy przewód, licznik się zatrzyma – odpowiada Halil, zmuszając się do spokoju. – Nie podchodź bliżej. Proszę cię.

– Kończy nam się czas! – Zeynep potrząsa głową. – Musimy działać!

– Zeynep, nie podchodź – staje jej na drodze, szeroko rozkładając ramiona.

– Nawet teraz chcesz się kłócić?! – krzyczy, a w jej głosie słychać mieszankę rozpaczy i gniewu. – Musimy coś zrobić, razem!

– Choć raz, błagam, posłuchaj mnie – jego oczy płoną determinacją.

Chwyta ją za dłoń i prowadzi w stronę ściany. Ustawia ją za rzędem blaszanych beczek, jakby stawiał barykadę przed ogniem piekielnym.

– Tu będziesz bezpieczniejsza – mówi stanowczo. – Jeśli się pomylę… może przetrwasz.

– Nie! – Zeynep szarpie się, a łzy napływają jej do oczu. – Nie pozwolę, żebyś sam niósł ten ciężar!

Halil trzyma ją mocno, ustawiając kolejne beczki. Nagle wypowiada cicho:

– Trzydzieści.

– Co? – marszczy czoło, zdezorientowana.

– Pytałaś mnie o kod do sejfu… – wyjaśnia, a na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu. – Trzydziesty października.

Zeynep zastyga. Jej serce bije mocniej.

– To… to moje urodziny – wyszeptuje, a jej głos załamuje się pod ciężarem wzruszenia.

Halil kończy barykadę i odwraca się ku przeznaczeniu. Zeynep w ostatniej chwili przewraca beczki i rzuca się ku niemu. Obejmuje go ramionami z całych sił, jakby chciała zatrzymać go przy sobie na zawsze.

Tak bardzo cię kocham – myśli Halil, gładząc ją po włosach. – Jesteś moim oddechem.

Nie mogę żyć bez ciebie – powtarza w duchu Zeynep, tuląc się do jego piersi. – Jeśli twoje serce się zatrzyma, moje również.

Halil bierze szczypce. Kuca przed ładunkiem. Zegar miga.

48 sekund.

Wznosi spojrzenie ku żonie, a w jego oczach pojawia się modlitwa.

Pomóż nam, Boże – szepcze w myślach. – Nasza miłość narodziła się pod drzewem na Wichrowym Wzgórzu. Jeśli skończy się tutaj… każda chwila z nią była bezcenna. To była nasza bajka. A ona – moją nagrodą.

16 sekund.

Dwa przewody. Czarny i niebieski.

Zeynep zamyka oczy. Dłonie drżą jej tak mocno, że wbija paznokcie w skórę. Halil patrzy na nią, oddychając coraz szybciej.

Wreszcie zaciska szczypce.

Przecina niebieski kabel.

…Zegar zatrzymuje się.

Chwila ciszy. Nieruchomy czas.

Zeynep otwiera oczy i wypuszcza powietrze ze ściśniętych płuc, jakby dopiero teraz mogła żyć.

***

Choć małżonkowie ocaleli przed wybuchem bomby, koszmar się nie kończy. Wciąż pozostają zamknięci w dusznym magazynie, odcięci od świata, z poczuciem, że każda chwila może być ich ostatnią.

Halil, chcąc choć trochę ulżyć Zeynep, rozpala ogień w starym metalowym kuble. Płomienie trzaskają cicho, rzucając na ściany tańczące cienie, a ciepło ognia łagodzi drżenie rąk jego żony. Sam jednak nie znajduje ukojenia. Z determinacją i zaciśniętymi zębami próbuje raz po raz sforsować ciężkie, stalowe drzwi, ale ich chłód i twardość są bezlitosne.

– To nie ma sensu… – szepcze Zeynep z rozpaczą w oczach. – Nikt nas tu nie znajdzie.

– Nie mów tak – odpowiada Halil, oddychając ciężko. Pot spływa mu po czole, gdy uderza ramieniem w stal. – Zawsze jest sposób. Musimy go tylko znaleźć.

W końcu w jego spojrzeniu pojawia się błysk. Odwraca się ku rozżarzonemu kubłowi i chwyta jedno z płonących polan. – Jeśli nie możemy wyjść… to niech świat przyjdzie do nas.

Podchodzi do zakratowanego okna, a dym osiada mu na dłoniach i twarzy. Wyciąga polano na zewnątrz, wystawiając je wysoko, jak ostatni rozpaczliwy sygnał nadziei. Dym wije się ku niebu, snując się ponad magazynem niczym wołanie o ratunek.

– Proszę, Boże… – szepcze Halil, trzymając w ogniu resztkę swojej wiary. – Ktoś musi to zobaczyć.

***

Tulay siedzi wygodnie w głębokim fotelu, nonszalancko zakładając nogę na nogę. Przed nią stoi Songul, pochylona, z mopem w dłoniach, jakby była jedną ze służących, które kiedyś sama nadzorowała.

– Niezwykłe, jak historia potrafi zatoczyć koło – mówi Tulay, a jej głos ocieka jadem i zadowoleniem. – Pamiętasz? To ty kazałaś mi kiedyś sprzątać, a teraz… – unosi brew, uśmiechając się triumfalnie – teraz tobie tak doskonale pasuje ten mop.

Podchodzi bliżej i nagłym ruchem kopie w wiadro. Woda rozlewa się szeroką falą po podłodze, odbijając światło lampy.

– Och, przepraszam… – rzuca udając skruchę. – Mówią, że puste pochwały czynią człowieka nieporadnym. I wiesz co? Mają rację.

Songul prostuje się powoli, zaciskając dłonie w pięści, a jej oczy błyszczą gniewem.

– Dość tego – syczy przez zaciśnięte zęby. – Dam ci ten czek, jeśli to ma zakończyć tę farsę. Ale nie myśl, że wygrałaś.

Rzuca mop na ziemię i rusza do drzwi, trzaskając nimi tak mocno, że echo rozchodzi się po korytarzu.

Tulay wciąga głęboki oddech, delektując się smakiem zwycięstwa. Jej uśmiech promienieje satysfakcją. Oto chwila, na którą czekała od dawna – chwila, w której to Songul musiała ugiąć kark i zatańczyć do melodii, którą to ona, Tulay, wygrywała.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 155. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 156. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy