„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 275: Streszczenie
Tekin siada obok żony, która leży na łóżku z dłońmi splecionymi na brzuchu. Delikatnie ujmuje jej rękę, jakby bał się, że ją zrani, i mówi cicho, niemal błagalnie:
— Gulhan… powinniśmy wyjechać. Za granicę. Z dala od tego wszystkiego.
Kobieta podnosi na niego wzrok. W jej oczach widać ciepło, ale i nutę niepokoju.
— Kochanie, nawet myślenie o tym brzmi pięknie — odpowiada z lekkim uśmiechem. — Ale czy naprawdę chcesz, żeby wyglądało to tak, jakbyśmy uciekali?
Tekin potrząsa głową, zaciskając dłoń mocniej na jej palcach.
— Ty tego nie rozumiesz. — Jego głos drży. — Po tym, co zrobił Halil, nie zaznamy tu spokoju. Nie chcę żyć w ciągłym strachu. Chcę, żeby nasze dziecko dorastało w miejscu, gdzie będzie bezpieczne. To mój obowiązek jako ojca.
Gulhan gładzi go po policzku, starając się uspokoić jego rozedrgane serce.
— Posłuchaj mnie… — mówi łagodnie. — Kiedy Halil dowie się, że spodziewamy się dziecka, zapomni o wszystkim. Zrozumie, że był niesprawiedliwy. On nie jest potworem, Tekin. Jest moim bratem. Wiem, że teraz trudno ci w to uwierzyć, ale wierzę, że się opamięta. A ja zawsze będę przy tobie.
— Ja tylko… — mężczyzna spuszcza wzrok, nie potrafiąc powstrzymać drżenia w głosie. — Ja tylko chcę być szczęśliwy. Z tobą i z naszym dzieckiem. To wszystko.
— I będziemy — szepcze Gulhan, oplatając jego szyję ramieniem. — Ale proszę cię, nie nalegaj teraz na wyjazd. Łatwiej wychowywać dzieci, gdy wokół jest rodzina. Sama sobie nie poradzę. Będę potrzebować twojej pomocy bardziej, niż myślisz.
Tekin kiwa głową, choć w jego oczach widać cień rezygnacji. Wie, że niczego dziś nie wskóra. Gulhan wtula głowę w jego ramię, a on obejmuje ją mocniej, jakby chciał uchronić ją przed całym światem. Przynajmniej tak to ma wyglądać.
***
Zumrut, pod wpływem manipulacji Songul, coraz bardziej wierzy, że Tulay próbuje ją otruć. Odmawia przyjmowania leków, a jej stan psychiczny gwałtownie się pogarsza. Z dnia na dzień traci kontakt z rzeczywistością, cofając się do czasów dzieciństwa. Tego popołudnia błąka się po korytarzach, niespokojnie szukając rodziców.
— Mamo? Tato? — woła, zdezorientowana, aż wreszcie podbiega do drzwi wyjściowych. Drżącymi rękami otwiera bramę i próbuje uciec.
Cemil dostrzega ją w ostatniej chwili. Dopada do niej i chwyta ją za ramiona, powstrzymując przed wyjściem.
— Proszę, puść mnie! — krzyczy nestorka, szarpiąc się z całą siłą. — To nie jest mój dom! Muszę iść do mamy i taty! Oni czekają na mnie!
— Pani Zumrut, spokojnie… — Cemil próbuje ją uspokoić. — Pani Zeynep zaraz tu przyjdzie. Wszystko będzie dobrze.
— Nie znam cię! — wrzeszczy kobieta, a w jej oczach pojawia się czysty strach. — Mamo! Tato! Zabierzcie mnie stąd!
Na tarasie stoi Songul, przyglądając się całej scenie z zadowoleniem. Jej usta wykrzywia zimny uśmiech.
— Doskonale — szepcze do siebie triumfalnie. — Mój plan działa idealnie. Tulay, twój koniec jest bliski. Ciekawe, jak się wytłumaczysz przed Zeynep, gdy jej babcia ledwo odróżnia rzeczywistość od urojeń. To niemożliwe, by wasza więź przetrwała. Ale… nie mogę pozostawić tego przypadkowi. Trzeba dokończyć dzieła.
W tej samej chwili do ogrodu wbiegają Zeynep i Tulay. Obie próbują objąć Zumrut i zatrzymać ją w ramionach, lecz seniorka wyrywa się z histerią, nie rozpoznając nawet ich twarzy.
— Nie dotykajcie mnie! Zostawcie mnie! — krzyczy, rozpaczliwie rozglądając się za wybawieniem.
Dopiero gdy na podwórzu pojawia się Halil, atmosfera ulega zmianie. Mężczyzna podchodzi spokojnym, pewnym krokiem. Jego obecność emanuje autorytetem i dziwnym poczuciem bezpieczeństwa. Zumrut cichnie, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
— Chcesz pojechać do swojej rodziny? — pyta miękkim, przekonującym tonem. — Zabiorę cię do twojego taty, obiecuję.
— A ty… kim jesteś? — szepcze staruszka, wpatrując się w niego niepewnie.
Halil uśmiecha się delikatnie i wyciąga w jej stronę ramię.
— Jestem właścicielem tej farmy. A dziewczyna, która przed chwilą próbowała ci pomóc, jest moją żoną. Nikt tu nie chce cię skrzywdzić. Pojedziemy do twojego ojca, ale najpierw trzeba się spakować. W twoim pokoju przygotujemy walizkę, żebyś mogła zostać z nim tak długo, jak zapragniesz.
Zumrut przez chwilę patrzy w jego oczy, jakby szukała w nich prawdy. Wreszcie oddycha głębiej i, nieco uspokojona, ujmuje jego ramię.
— Dobrze… Jeśli ty mówisz prawdę… — szepcze, poddając się jego prowadzeniu.
Halil obejmuje ją pewnym gestem, a reszta rodziny patrzy na tę scenę z mieszaniną ulgi i niepokoju.
***
Songul cicho wślizguje się do pokoju nestorki. Porusza się ostrożnie, jakby obawiała się, że ktoś ją przyłapie. Podchodzi do szafki nocnej i zaczyna przeszukiwać jej zawartość. Nagle jej wzrok pada na zwiniętą chusteczkę. Otwiera ją powoli i dostrzega w środku kilka tabletek, które Zumrut powinna była zażyć.
— No proszę… — szepcze z triumfem, mrużąc oczy. — Tak właśnie zaczyna się twój koniec, Tulay.
Podnosi chusteczkę i przez chwilę zastanawia się, czy nie zostawić jej na wierzchu, by ktokolwiek mógł zobaczyć dowód zaniedbania. W tej samej chwili zza drzwi dobiega odgłos rozmowy – zbliżają się Halil i Zumrut. Songul drży, po czym w pośpiechu uchyla drzwi balkonowe i wymyka się na zewnątrz, chowając w cieniu, by uniknąć wykrycia.
***
W salonie panuje ciężka atmosfera. W pomieszczeniu siedzą Zeynep, Tulay, Gulhan, Tekin i Hakan. Na stole stoją niedopite filiżanki herbaty, a powietrze przesyca napięcie i niepokój. Zeynep z komórką przy uchu przechadza się nerwowo wzdłuż kanapy.
— Nie wiem, jak to ująć… — mówi do słuchawki, a jej głos drży. — Moja babcia nagle stała się jak dziecko. Jest nie tylko zagubiona, ale wręcz agresywna.
— Czy wydarzyło się ostatnio coś niezwykłego? — pyta spokojny głos lekarki.
— Nie. Wszystko było jak zwykle — odpowiada Zeynep, bezradnie patrząc na matkę.
— Taki regres nie pojawia się bez powodu. Proszę mi powiedzieć, czy pani babcia regularnie przyjmuje lekarstwa?
— Oczywiście, że tak! — mówi Zeynep szybko, choć w jej oczach pojawia się cień wahania. — Nie rozumiemy, dlaczego nagle cofnęła się do przeszłości.
— Coś musiało to wywołać. Pamiętajcie: naciskanie, by sprowadzić ją do rzeczywistości, może przynieść odwrotny skutek. W takich sytuacjach jedynym rozwiązaniem jest dostosowanie się do jej wizji świata. A co do leków – zwiększę dawkę. Wyślę ci nowe zalecenia.
— Rozumiem. Dziękuję, pani doktor.
Zeynep kończy rozmowę i od razu zwraca się do matki:
— Mamo, babcia na pewno przyjmuje lekarstwa na czas?
— Oczywiście, że tak — odpowiada Tulay bez zawahania, choć w jej głosie pobrzmiewa zmęczenie. — Codziennie dopilnowuję, żeby połknęła każdą tabletkę.
— To dlaczego miała taki atak?! — głos Zeynep podnosi się, wypełniając salon napięciem.
W tym momencie do salonu wchodzi Songul. Jej krok jest powolny, teatralny, jakby całą scenę przygotowała wcześniej. W dłoni trzyma złożoną chusteczkę.
— Pozwólcie, że rozwieję wasze wątpliwości — mówi donośnie. — Kilka godzin temu weszłam do pokoju pani Zumrut. I wiecie, co tam znalazłam?
Rozkłada chusteczkę na oczach wszystkich, odsłaniając leżące w niej tabletki. W salonie zapada cisza, przerywana tylko jej triumfalnym tonem:
— Nie przyjmowała swoich leków. Szukałam cię, Zeynep, by ci to pokazać, ale nie mogłam cię znaleźć.
Tulay blednie, a jej dłonie zaciskają się nerwowo.
— To niemożliwe! — protestuje drżącym głosem. — Sama widziałam, jak brała lekarstwa. Sama podawałam je jej do ust!
Songul mruży oczy i uśmiecha się chłodno.
— Widzisz, Zeynep? — mówi, kierując słowa wprost do dziewczyny. — Twoja matka zawiodła. Czy można tak lekceważyć chorobę własnej teściowej? To hańba. Wstydź się, Tulay.
***
Tekin chodził tam i z powrotem po pokoju, jak zwierzę uwięzione w klatce. Słowa Kazima rozbrzmiewały mu w głowie jak złowroga mantra:
„Jeśli nie spłacisz swojego długu, wszystkie ptaki w Yeşilpınar zaczną ćwierkać. Rozumiesz?”
Mężczyzna zatrzymał się przy oknie, zaciskając pięści. Krople potu spływały mu po skroniach, mimo że w pokoju było chłodno.
– Muszę pilnie zdobyć pieniądze… inaczej jestem skończony – wyszeptał do siebie, jakby chciał przekonać własny umysł do działania.
Drzwi uchyliły się bezszelestnie. Do pokoju weszła Gulhan, niosąc w dłoniach kubek herbaty. Na widok twarzy męża zmrużyła oczy.
– Tutaj jesteś, kochanie… – powiedziała miękkim tonem, ale zaraz nabrała czujności. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. Coś się stało? A może znowu chodzi o ten wyjazd? Przecież rozmawialiśmy już o tym. Powiedziałam ci, że nie opuszczę mojej rodziny. Nie mogę.
Tekin wziął głęboki oddech i odwrócił się do niej powoli, z wymuszonym spokojem.
– Wiem. Dlatego nie będę cię już naciskał. – Zawiesił głos na moment, jakby ważył każde słowo. – Ale zdecydowałem… że wyjadę sam.
Gulhan zbladła w jednej chwili, jakby ktoś wyssał z niej całe życie. Kubek wypadł jej z dłoni, rozbijając się na podłodze.
– Że co?! – wyszeptała, a zaraz potem podniosła głos. – Chcesz zostawić mnie i nasze dziecko? Wyjedziesz, jakby nic nas nie łączyło?!
– Gulhan… – Tekin podszedł bliżej i chwycił jej dłonie. – To dla twojego dobra. I dla dobra naszego maleństwa. Po tym, co stało się z Halilem, nie mogę już żyć pod tym samym dachem co on. Tam, za granicą, zacznę od nowa. Zarobię na spokojną przyszłość dla nas wszystkich.
– Nie! – krzyknęła, wyrywając ręce. – Nie mogę bez ciebie żyć! Nigdy na to nie pozwolę!
Tekin pochylił się i ściszył głos, nadając mu niemal konfidencjonalny ton:
– Posłuchaj… mam pomysł na biznes. Ale potrzebuję kapitału. Zarobię pieniądze, wrócę, i wtedy… wszystko się zmieni.
– Przestań! – głos Gulhan drżał, a w oczach zbierały się łzy. – Powiedziałam ci, że nigdzie nie wyjedziesz!
– Gulhan, spójrz na mnie. – Tekin ujął jej twarz w dłonie. – Nie muszę wyjeżdżać, jeśli mi pomożesz. Wystarczy, że dasz mi pełnomocnictwo. Otworzę biznes tutaj, a ty będziesz spokojnie wychowywać dziecko. Ja będę pracował, ty będziesz bezpieczna. Zawsze będę przy tobie.
Kobieta oddychała szybko, jakby walczyła sama ze sobą. Po chwili opuściła wzrok i wyszeptała:
– Dobrze… zrobię wszystko, bylebyś nie odszedł.
Drżącymi rękami objęła go i przytuliła mocno, jakby chciała zatrzymać go siłą. Położyła głowę na jego piersi, a jej ramiona drżały od tłumionego płaczu.
Tekin otoczył ją ramionami i pogładził po włosach.
– Nie martw się, moja droga żono. Wszystko będzie dobrze – wyszeptał, składając pocałunek na jej głowie.
– Nie zostawiaj mnie samej… – wychlipała Gulhan.
Na twarzy Tekina pojawił się ledwo widoczny, triumfujący uśmiech. Jego oczy błysnęły zimnym blaskiem. Znowu to zrobił. Po raz kolejny wywinął się z kłopotów. Jak zawsze – spadł na cztery łapy.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 162. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 163. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.






