„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 302: Streszczenie
Halil błądził po lesie, a każdy krok zdawał się prowadzić go głębiej w niepokój. Drzewa wokół były wysokie, milczące, jakby obserwowały go z dystansem. Ściółka szeleściła pod stopami, a chłodne powietrze drażniło gardło. W pewnym momencie jego wzrok padł na coś, co nie pasowało do naturalnego krajobrazu — delikatna, jasna chusta leżała na ziemi, częściowo przykryta liśćmi.
Zatrzymał się. Serce zabiło mocniej.
Czy to ślad zostawiony przez Zeynep? Wołanie o pomoc? A może kolejna zagrywka Sadika — próba zmylenia tropu, wciągnięcia go w pułapkę?
Zanim zdążył się nad tym zastanowić, jego telefon zawibrował w dłoni. Ekran rozświetlił się w półmroku. Zeynep.
— Halil… — odezwał się głos, cichy, drżący, pełen łez. — Jestem w…
Nagle przerwał go kaszel, głęboki, duszący.
— Jestem w trumnie… Nie wiem, jak się tu znalazłam. Nie pamiętam. Jest tu bardzo mało miejsca. Nie mogę oddychać…
Halil zamarł. Przez chwilę nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Potem przemówił, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku wszystko w nim krzyczało.
— Posłuchaj, musisz zachować spokój. Jestem w lesie, szukam cię. Znajdę cię, bądź tego pewna.
Do jego oczu napłynęły łzy, ciężkie, gorące. Ale nie pozwolił im spłynąć. Nie teraz.
— Wiem to… — odpowiedziała Zeynep, z trudem łapiąc oddech. — Po prostu… nie mogę oddychać…
— Dobrze, uspokój swój oddech. Nie ruszaj się gwałtownie, bo skończy ci się tlen. Jestem blisko, czuję to. Znajdę cię, Zeynep. Uratuję cię. Wyślij mi swoją lokalizację.
Zeynep próbowała, ale po chwili jej głos znów się załamał.
— Nie ma sygnału GPS… Nie mogę ci wysłać lokalizacji…
Halil wypuścił powietrze z płuc, ciężko, jakby z każdym oddechem tracił część siebie. Przez chwilę milczał, zbierając siły. Musiał być silny. Dla niej.
— Musisz mi pomóc. Znalazłem twoją chustę.
— Rzuciłam ją, żeby dać ci wskazówkę.
— Jesteś pewna, że ci dranie tego nie zauważyli?
— Nie wiem. Miałam zawiązane oczy. Ale gdyby zauważyli, zabrali by ją. Ale… zostawiłam nie tylko chustę. Zostawiłam też bransoletkę. Idź dalej od miejsca, gdzie ją znalazłeś. Wtedy ją znajdziesz.
Halil spojrzał na chustę, jakby była drogowskazem, świętym znakiem.
— Dobrze. Znajdę cię. Nie panikuj, zachowaj spokój. Myśl o nas, Zeynep. Myśl o tym, co będzie, gdy cię wydobędę. Nie jesteś sama.
Zeynep nie odpowiedziała, ale Halil słyszał jej oddech — słaby, ale obecny. I to wystarczyło, by ruszyć dalej. Z jeszcze większą determinacją. Z sercem, które biło tylko dla niej.
***
Halil odnajduje bransoletkę. Pełen nadziei zaczyna krzyczeć na całe gardło imię swojej żony, a następnie pyta ją przez telefon, czy go słyszała.
– Nie, nic nie słyszałam… – odpowiada słabym, pozbawionym nadziei głosem, jakby już pogodzona ze swoim przeznaczeniem. – Nadzieja czasami potęguje ból. Odpuść sobie, to i tak nie zadziała… Ludzie Sadika depczą ci po piętach. Uciekaj i ratuj siebie.
– Nigdy! – wyrzuca z mocą Halil. – Bez ciebie nigdzie się nie wybieram! Wyjdziemy z tego razem.
– Powierzam ci moją rodzinę… Moją mamę, moje siostry i zwłaszcza moją babcię. Zawsze bądź z nimi, dobrze? Kiedyś martwiłam się tym, że babcia traci pamięć. Bolało mnie to. Ale teraz… teraz się z tego cieszę. Ona nigdy nie pozna prawdy. Nie mów jej, dobrze? Niech myśli, że żyję. Powiedz jej, że pewnego dnia wrócę. Niech na mnie czeka.
Halil powstrzymuje łzy i mówi twardo:
– Nie ma żadnego pożegnania. Będziemy ponownie zjednoczeni.
– Halil, obiecaj mi… – Jej głos jest tak słaby, jakby żyła na resztkach tlenu.
– Wiesz, co ci obiecuję? Obiecuję, że spędzę z tobą całe życie. Będziemy mieli piękną przyszłość. Obiecuję być dobrym ojcem dla naszego dziecka. Będziesz najlepszą i najpiękniejszą mamą na świecie. Obiecuję, że będziemy bardzo szczęśliwi.
***
Gulhan stała w korytarzu, nieświadoma, że jej świat za chwilę się zawali. Przez uchylone drzwi dobiegły ją podniesione głosy — Songul i Tulay kłóciły się gwałtownie, ich ostre słowa padały jak ciosy. Gulhan zamarła, wsłuchując się w ich rozmowę. Gdy usłyszała, że Halil i Zeynep zostali porwani, coś w niej pękło. Ból przeszył jej brzuch jak ostrze. Zgięła się w pół, próbując złapać oddech, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Osunęła się na podłogę, kurczowo zaciskając dłonie na sukience. Jej twarz wykrzywił grymas głębokiego cierpienia.
***
W sali szpitalnej panowała cisza, przerywana jedynie cichym szumem aparatury. Gulhan siedziała na łóżku, skulona, jakby próbowała schować się przed światem. Jej twarz była blada, oczy zaczerwienione, a łzy spływały po policzkach jak dwa niekończące się strumienie. W dłoniach ściskała rąbek prześcieradła, jakby to był jedyny punkt zaczepienia w rzeczywistości, która właśnie się rozpadła.
— Moje dziecko… — wyszeptała, głosem tak cichym, że ledwo słyszalnym. — Co teraz zrobię? Jak mam dalej żyć?
Drzwi się otworzyły. Do sali wszedł Tekin, z twarzą pełną niepokoju. Gdy zobaczy Gulhan, jego krok przyspieszył.
— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytał, siadając obok niej i chwytając ją za rękę. — Gulhan, co się dzieje? Lekarz nic mi nie powiedział. Proszę, nie strasz mnie. Czy z naszym dzieckiem wszystko w porządku?
Gulhan spojrzała na niego, a w jej oczach było coś, czego Tekin nigdy wcześniej nie widział — rozpacz absolutna, bezbrzeżna.
— Tekinie… — zaczęła, a potem głos jej się załamał. — Straciliśmy nasze dziecko. Straciłam moje dziecko, już go nie ma… Mojego dziecka już nie ma!
Zasłoniła twarz dłońmi, jakby chciała zniknąć, jakby światło było zbyt okrutne, by ją oglądało.
— Niech moje dziecko wróci! Chcę je z powrotem! — krzyknęła, a jej głos odbił się echem od ścian, przeszywając serce Tekina.
Do sali wbiegła pielęgniarka, z twarzą pełną troski. Szybko podała Gulhan środek uspokajający, a Tekin objął żonę, próbując ją ochronić przed bólem, którego nie dało się zatrzymać.
W tej chwili nie było nic — tylko cisza, łzy i echo straty, które wypełniało każdy kąt sali.
***
Połączenie z Zeynep zostało przerwane. Cisza w słuchawce była jak nóż wbity w serce Halila. Ale nie przestał. Wciąż wybierał jej numer, raz za razem, jakby sam rytuał mógł przywrócić ją do życia. Rozglądał się gorączkowo, jego oczy ślizgały się w panice, a oddech stawał się coraz bardziej urywany. Las wokół był cichy, zbyt cichy, jakby wstrzymał oddech razem z nim.
I wtedy — szmer. Ledwo słyszalny, ale wyraźny. Dźwięk telefonu. Dochodził z dołu.
Halil zamarł, a potem rzucił się na kolana. Przed nim, wśród liści i wilgotnej ściółki, dostrzegł świeżo rozkopaną ziemię. Palce zaczęły drążyć glebę z desperacką siłą, odrzucając ją garść po garści. Nie była głęboko zakopana — po chwili natrafił na drewno. Trumna.
Zadrżał. Serce biło mu jak oszalałe. Podniósł pokrywę, z nadzieją, z modlitwą, z ostatnim tchnieniem wiary, że zobaczy twarz swojej żony. Że zdążył.
Ale trumna była pusta.
W jej wnętrzu leżał tylko mały głośnik, z którego wydobywał się dźwięk dzwoniącego telefonu. Sadik. To była jego gra. Jego okrutna, wyrafinowana kpina.
Halil osunął się na ziemię. Łzy spływały po jego policzkach, ciężkie, gorące, bezkresne. Nie były to łzy zwykłego bólu — to była rozpacz, która nie znała granic. Bezsilność, która dławiła od środka.
— Zawiodłem… — wyszeptał, głosem drżącym, złamanym. — Spóźniłem się… Zostawiłem cię bez tchu…
W dłoni trzymał chustę Zeynep. Upuścił ją na ziemię, jakby nie miał już siły jej trzymać. Podniósł twarz ku niebu, które zdawało się zamknięte, obojętne, i krzyknął z całych sił:
— Zeynep!
Echo odbiło się od drzew, ale nie wróciło. Niebo milczało.
Nikt nie odpowiedział.
Tylko ból.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia był film Rüzgarlı Tepe 178. Bölüm dostępny na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tego odcinka, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.















