246 i 247: Sabah spędza noc w biurze nieruchomości. Rano zaś wraca do domu Kerema. „Gdzie byłaś całą noc?” – pyta mężczyzna. „Dlaczego cię to interesuje?” – pyta dziewczyna. „Nie odpowiadaj pytaniem. Powiedz, gdzie byłaś? Ostatnio z tobą jest coś nie tak. Co kombinujesz?”. „Nie przyszłam tu na długo. Zabiorę kilka rzeczy i zaraz wychodzę. Ale tylko na kilka dni. Potem mogę wrócić niespodziewanie w nocy…”. Tymczasem Koray przychodzi do pracy. Przed warsztatem wciąż stoi Omer. „Przepraszam, widząc ciebie tutaj, zdziwiłem się” – mówi pomocnik ojca Zehry. „Przyszedłem spotkać się z panem Salimem” – oznajmia Kervancioglu. „Dobrze, wejdźmy do środka. Tam poczekasz”.

W tym momencie przed zakładem pojawia się Salim. Nie patrząc na Omera wchodzi do środka warsztatu. Po chwili obok niego pojawia się Koray. „Skąd ty go znasz?” – docieka ojciec Zehry. – „Ty także jesteś zamieszany w tę sprawę?”. „W jaką sprawę? Mistrzu, ten człowiek uratował życie Yasemin”. „Jak to uratował życie Yasemin?”. „Mistrzu, nie wiedziałeś? Gdyby nie brat Omer, Yasemin prawdopodobnie byłaby… Byłaby martwa, mistrzu. Naprawdę o tym nie wiedziałeś?”.

Sabah ze spakowanymi rzeczami schodzi na dół. Już ma wychodzić, gdy nagle dostrzega stojącego przed wejściem mężczyznę w garniturze. Bierze go za jednego z drabów i natychmiast chce zamknąć drzwi. „Odejdź stąd!” – krzyczy, siłując się z mężczyzną. – „Zostaw mnie w spokoju! Co z was za niepojętne łobuzy! Mówię wam, że nie mam żadnych pieniędzy!”. „Otwórz drzwi! Ja tej sprawy tak nie zostawię!”. „Mówię, że nie mam pieniędzy! Zabraliście mi już wszystko, co miałam!”.

Mężczyzna siłą wchodzi do środka domu. Mija Sabah i rozgląda się po salonie. „Gdzie on jest?” – pyta. „Kto taki?” – dziewczyna robi duże oczy. – „To znaczy, że nie przyszedłeś po mnie?”. „O czym ty mówisz? Szukam tego łajdaka bez honoru, który zawiesił oko na mojej narzeczonej!”. „Bracie, tutaj nikogo takiego nie ma. Na pewno się pomyliłeś”. „Jaka pomyłka? Przyszedłem zgodnie ze wskazaniami lokalizatora. To na pewno tutaj!”. „Adres jest całkowicie błędny, bracie”. „Czyli tutaj nikogo nie ma oprócz ciebie?”.

W tym momencie Kerem pojawia się w salonie. „Przywiozłaś nowego klienta?” – pyta, kierując wzrok na Sabah. „Ty jesteś ten haniebny Kerem?” – pyta przybyły. „Tak, to ja. To znaczy jestem Kerem, ale na pewno nie haniebny”. „Jaś śmiesz wysyłać swoją lokalizację mojej narzeczonej?!” – mężczyzna chwyta Kerema za marynarkę. „O czym ty mówisz, bracie? Odsuń się ode mnie!”. Panowie zaczynają przepychać się ze sobą. Sabah rozdziela ich i tłumaczy: „Bracie, ten łajdak bez honoru, którego szukasz, to nie on. Dlatego, że on… On jest moim narzeczonym!”.

Kerem robi wielkie oczy. „Także albo pomyliłeś domy, albo twoja narzeczona kłamie” – dokończa Sabah. – „Nie odstępujemy od siebie ani na krok. Jestem pewna swojego narzeczonego”. „Czy to prawda?” – pyta przybyły. – „Ta dziewczyna jest twoją narzeczoną?”. „Nie… To znaczy tak, jesteśmy zaręczeni. Wkrótce się pobieramy” – Kerem obejmuje dziewczynę i oboje szeroko się uśmiechają. „My z Zerrin też jesteśmy zaręczeni. To znaczy byliśmy. Ona mnie rzuciła. Odeszła, rzucając mi pierścionkiem w twarz. Potem dowiedziałem się, że spotyka się z niejakim Keremem. Zrobiłem małe dochodzenie i znalazłem ten adres”.

„Posłuchaj, moim zdaniem Zerrin powiedziała ci kłamstwa, żeby wywołać w tobie zazdrość” – przekonuje Kerem. „Skoro już wszystko wyjaśnione, to ja już pójdę” – odzywa się Sabah. „Życie moje, przecież mieliśmy zjeść razem. Czy nie tak, moja narzeczono?”. „Przepraszam, nie chciałem, aby tak wyszło. Pójdę już” – zawstydzony przybyły opuszcza dom. „Ty nienormalna jesteś? Jak możesz nazywać mnie narzeczonym?!” – oburza się Kerem. „Gdyby nie ja, on by ciebie rozszarpał na strzępy!” – stwierdza dziewczyna. – „Powinieneś był mi podziękować! Ja też wychodzę!”.

Sabah wygląda za furtkę, ale szybko cofa się na widok siedzących w samochodzie drabów. „Co się stało? Dlaczego nie idziesz?” – pyta Kerem. – „Czy ci na ulicy nie są twoimi przyjaciółmi?”. „Jacy przyjaciele?” – udaje zdziwienie dziewczyna. „Zatem kim są ci ludzie?”. „Co tobie do tego? Śledzisz mnie? Wychodzę!”. „Idź i nie waż się wracać”. Sabah pospiesznie wychodzi za bramę. Kerem wskazuje drabom kierunek, w którym się udała. Tymczasem Sukran przychodzi do warsztatu. „Jak długo jeszcze będziesz kazał chłopakowi tutaj czekać?” – pyta.

„Siostro, przecież wcale nie kazałem mu czekać” – stwierdza Salim. – „To jego własna decyzja. Poza tym nie mam o czym z nim rozmawiać. Powiedziałem swoje ostatnie słowo”. „Nie, mój drogi. Wciąż jest wiele do powiedzenia” – oznajmia Sukran. „Siostro, ale o czym ja mam z nim rozmawiać? Wiesz, co się wydarzyło. Sprzedałem warsztat i oddałem mu pieniądze. Temat zamknięty”. „Salim, ty i ja doskonale wiemy, że są na tym świecie rzeczy o wiele cenniejsze niż pieniądze i praca”. „Co chcesz przez to powiedzieć, siostro?”. „Mówię, że to przeznaczenie. To los. Obróć się i spójrz na tego młodego człowieka. On ma i pieniądze, i majątek. Gdyby tylko to się dla niego liczyło, dlaczego wystawałby nieustannie pod warsztatem?”.

„Pomyśl o Zehrze, o swojej córce” – kontynuuje kobieta. – „Ona jest wyczerpana tym, żeby ciebie nie denerwować, nie zasmucać i by nie zrobić czegoś nieprawidłowego. Biedaczka niczego nie mówi, ale czy twoje oczy są ślepe, Salimie? Czy ty dalej nie rozumiesz? Przełam swój upór i idź porozmawiać z chłopakiem”. „Siostro, mam pracę, którą muszę skończyć do jutra” – oświadcza mężczyzna. „Dobrze, ja i tak już wychodzę. Ale na koniec coś jeszcze ci powiem. Salim, którego ja znam, jest uczciwy, miłosierny i sprawiedliwy. Nie zachowuj się tak, jak teraz. Przemyśl to jeszcze. Los dzieci jest w twoich rękach”.

Sukran opuszcza warsztat. Salim rozmyśla przez pewien czas i także wychodzi na zewnątrz. „Nie przyszedłem z tobą rozmawiać” – oznajmia ojciec Zehry, stając przed Omerem. „Nie rozumiem” – mówi Kervancioglu. „Nie wiem, co rozumiesz, a czego nie, ale nie przeciągaj zbytnio tej sprawy, chłopcze. Teraz odejdź stąd”. „Panie Salimie, jeśli nie ma pan nic przeciwko, będę tutaj czekał, dopóki pan ze mną nie porozmawia”. „Nie czekaj. Teraz odejdź stąd, a wieczorem przyjdź z honorem i godnością prosić o rękę Zehry”. „Co?” – na twarzy Omera pojawia się zdumienie. – „Czyli pozwala mi pan…”.

„Słyszałeś, co powiedziałem. Niech ta sprawa się nie przeciąga” – mówi Salim i wraca do warsztatu. Tymczasem Zehra odbiera telefon od Cevriye. „Gdzie jesteś, córko?” – pyta kobieta. „Cóż, jestem na mieście…” – odpowiada żona Omera, choć tak naprawdę jest w domu ojca. „Moja droga, wkrótce zaczynają się modlitwy. Nie mów mi tylko, że nie zdążysz. Musimy wspierać Hediye w takim dniu”. „Ma pani rację, oczywiście, ale…”. „Ach, chyba chałwa mi się przypala. Porozmawiamy, gdy przyjdziesz, moja piękna”. Cevriye rozłącza się.

„Co się stało, córko?” – pyta Sukran, która prosto z warsztatu udała się do domu Salima. „Dziś są wypominki za brata Okkesa” – odpowiada dziewczyna. – „Powinnam być razem z siostrą Hediye. Brat Okkes zrobił dla mnie wiele dobrego, ale…”. „Żadnego ale, córko. Jeśli powinnaś być razem z nimi, to będziesz. Tym bardziej w taki dzień”. „Jak mogę pójść, ciociu Sukran? Co z tatą?”. „Poradzę sobie z twoim ojcem. To w końcu wypominki. Nie idziesz się przecież bawić. No już, idź się szykować”.

Gangsterzy doganiają Sabah i silnie chwytają ją za ramiona, by nie mogła się im wyrwać. Po chwili do całej trójki dobiega Kerem. „Co się dzieje? Zostawcie ją w spokoju!” – rozkazuje bogaty młodzieniec. Następnie wdaje się w krótki pojedynek pięściarski, który szybko rozstrzyga na swoją korzyść. Jeden z drabów postanawia jednak walczyć nieczysto. Chwyta metalowy pręt i uderza nim przeciwnika po nogach. Gdy chce zadać kolejne ciosy, rozlega się dźwięk policyjnej syreny. „Póki co poszczęściło ci się! Ale tylko na razie!” – ostrzega bandzior i wraz z kolegą rzucają się do ucieczki.

Sabah odprowadza kulejącego Kerema do domu. „Dobrze się czujesz? Boli cię?” – pyta dziewczyna. – „Pozwól, niech to zobaczę”. „Nie chcę” – oznajmia mężczyzna. „Źle wyglądasz. Może pójdziemy do lekarza?”. „Słuchaj, trzymaj się ode mnie z daleka. Niczego więcej nie chcę”. Tymczasem Omer przyjeżdża do domu Salima. Zastaje tam tylko Sukran. „Synu, co ty tu robisz?” – pyta kobieta. – „Wiesz, że Salim…”. „Rozmawiałem z panem Salimem” – oznajmia Kervancioglu. – „Nie ma czym się pani niepokoić”.

Akcja przenosi się do domu Kerema. Mężczyzna leży na kanapie. Sabah przykłada do jego nogi okład z lodem. „To pomoże na opuchliznę” – mówi. – „Tak w ogóle… Dziękuję”. „Za co? Za to, że złamałem nogę? Nie zrobiłem tego specjalnie dla ciebie, nie myśl sobie. Ktokolwiek byłby na twoim miejscu, postąpiłbym tak samo. Co to za ludzie? Czego od ciebie chcieli? Dlaczego cię ścigają?”. „Nie powinno cię to interesować. Zapomnij o tym”. „Zapomnieć? Mieszkasz w moim domu i nieustannie jesteś przy mnie. A jeśli oni i mnie zaczną ścigać?”. „Oni cię nie tkną”. „Jesteś tego pewna? Spójrz tylko na mój stan i pomyśl, co będzie następnym razem?”.

„Nie będę opowiadać ci całego mojego życia, tylko dlatego, że mi pomogłeś” – oznajmia Sabah. – „Poza tym nie prosiłam cię o ratunek”. „Doprawdy? Nie byłaś tak odważna, kiedy ze strachu chowałaś się za moimi plecami” – przypomina Kerem. – „Nie znam cię. Nie wiem, kim jesteś. Wiem tylko, że obracasz się z jakimiś typami podobnymi do gangsterów”. „Między mną a tymi ludźmi nie ma niczego takiego, co sobie wyobrażasz”. „I mam w to tak po prostu uwierzyć? Tobie?”. „Mówię, że nie znam tych ludzi. Ile jeszcze razy mam to powtarzać?”. „Aha, czyli gonili cię dlatego, że mają takie hobby, tak?”.

„Przepraszam za kłopoty, które zwaliłam ci na głowę, ale to wszystko!” – dziewczyna silnie przyciska okład z lodem do nogi kontuzjowanego towarzysza i odchodzi. „Prawie cię nie zabili! Nie zapominaj o tym!” – woła za nią Kerem. – „Zawdzięczasz mi życie. Musisz teraz spłacić swój dług. Nie możesz tak po prostu zostawić mnie w takim stanie”. W następnej scenie widzimy, jak Kerem i Sabah wracają od lekarza. Dziewczyna prowadzi swojego wybawiciela pod ramię i pomaga mu dojść do łóżka. „Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o lekarstwach?” – pyta mężczyzna. „Nie zapomniałam. Kupiłam je przecież na twoich oczach”. „Dowiedziałaś się, jak to mamy stosować?”. „Dowiedziałam się, ale co znaczy, że mamy stosować? Te lekarstwa są dla ciebie”.

„Maść należy nakładać rano, w ciągu dnia i wieczorem okrężnymi ruchami” – czyta Kerem. „Nie słyszałeś? Lekarstwa kupiliśmy dla ciebie” – powtarza dziewczyna. „Dla mnie, ale to ty będziesz smarować”. „Czegoś jeszcze sobie życzysz? Nie krępuj się, powiedz. Jeśli chcesz, mogę cię nawet karmić!”. „Cóż, szklanka wody byłaby dobra. Tak dużo chodziłem, że w gardle mi zaschło”. „Może nie będziemy rozmawiać w trybie rozkazującym?”. „Szklanka wody!”. Sabah posłusznie udaje się do kuchni. „Pracuj, pracuj” – szepcze do siebie zadowolony mężczyzna. – „Dziś nie mogłem się ciebie pozbyć, ale jutro na pewno to zrobię. Do tego czasu będę dobrze się bawił”.

Po chwili Sabah zjawia się ze szklanką wody. „Żeby było jasne, nie będę dotykać twojej nogi” – oświadcza. – „Nie będę!”. „Przez ciebie zostałem pobity!” – przypomina mężczyzna. – „Poza tym to tylko smarowanie. Nie musisz tego tak wyolbrzymiać”. „Dobrze, zrobię to. Ale kiedy już wyzdrowiejesz, nawet palcem nie kiwnę. Nie mów potem, że nie uprzedzałam”. „Dobry Boże, pozwól mi w krótkim czasie sprzedać ten dom i uwolnić się od tego wariata” – błaga w myślach Sabah.

„Otwórz pierwszą szufladę od prawej” – wydaje polecenie Kerem. „Dobrze, otworzyłam. Co teraz?” – pyta dziewczyna. „Powinien być tam dzwonek, widzisz?”. „Widzę. Chwila… Co ty zamierzasz z nim zrobić? Masz mnie za swoją służąca?!”. „Na Boga, nie wyolbrzymiaj. Masz problemy ze słuchem, więc muszę używać dzwonka. Zadzwonię dzwonkiem i przyjdziesz. Co w tym takiego?”. „Co ty sobie myślisz, na Boga?! Do czego człowiekowi w domu potrzebny jest dzwonek?”. „Daj mi go”. „Weź sobie, proszę bardzo”. Mężczyzna bierze dzwonek i zaczyna nim potrząsać. „Przestań!”. „Sprawdzam tylko, czy działa. O co ci chodzi? No dobrze, podłóż mi pod plecy poduszkę”.

„Masz tylko nogę w opatrunku” – stwierdza dziewczyna, chwytając za poduszkę. – „Możesz się ruszać do przodu i do tyłu”. „Bardzo śmieszne. Pod nogę też mi podłóż poduszkę” – wydaje kolejne polecenie Kerem. – „No już, nie stój tak”. „Jeśli dalej będziesz tak bezczynnie leżał, sam obrócisz się w pył. Nie mów, że nie ostrzegałam”. „Bez obaw. Teraz podaj mi moje smoothie”. Sabah podaje mężczyźnie szklankę z koktajlem. Ten kosztuje i naraz na jego twarzy pojawia się grymas niesmaku. „Z czym to zrobiłaś?” – pyta, krzywiąc się. „Z jogurtem. Nie smakuje ci?”. „Nienawidzę z jogurtem. Idź i zrób z mlekiem. Z ciepłym mlekiem”. Sabah mało nie wychodzi z siebie, ale udaje się do kuchni. Kerem zaś uśmiecha się szeroko.

Obowiązuje całkowity zakaz kopiowania streszczeń na inne strony! Za łamanie praw autorskich grozi odpowiedzialność karna.

Podobne wpisy