Zranione ptaki odcinek 32: Levent i Meryem żyją! Znajdują schronienie w opuszczonej chacie! [Streszczenie + Zdjęcia]

32: Akcja odcinka rozpoczyna się w miejscu wypadku. Meryem odzyskuje przytomność. Widzi Leventa, którego głowa bezwładnie opadła na kierownicę. „Levent, wszystko w porządku?!” – pyta przerażona. Wysiada z pojazdu i przeszukuje swoją torebkę w poszukiwaniu komórki. – „Muszę wezwać karetkę!”. W tym momencie Levent wybudza się. Chwyta się za obolałą głowę i mówi: „Nic mi nie jest. Uspokój się, wszystko jest w porządku. Moja noga… Nie mogę ruszyć nogą”. „Od razu zadzwonię po karetkę. Ale nie mogę znaleźć telefonu! Poczekaj, pozwól, że ci pomogę”. Meryem pomaga mężczyźnie wysiąść z samochodu. „Uderzyłeś się w głowę dość mocno” – ocenia po sińcu na jego czole. – „Ale wszystko jest w porządku, prawda?”.

„Nic mi nie jest, nie martw się” – powtarza Levent. – „To tylko kilka zadrapań”. „Twoja ręka…” – Meryem dostrzega ranę na dłoni swojego towarzysza. – „Musimy zatrzymać krwawienie. Czy w samochodzie są bandaże? Sprawdzę w bagażniku”. Dziewczyna przeszukuje bagażnik, ale nie znajduje w nim żadnych opatrunków. Chwyta się za głowę, jakby miało to pomóc jej w znalezieniu rozwiązania, i nagle przypomina sobie o chuście, którą związała włosy. Zdejmuje ją i używa jako bandaża. „Gdzie jest twój telefon?” – pyta mężczyzna. „Szukałam wszędzie, ale nie udało mi się go znaleźć”. „Sprawdź między fotelami, mógł ci wypaść w momencie wypadku”.

Meryem zagląda do samochodu i faktycznie znajduje swoją komórkę w miejscu, które wskazał Levent. Próbuje połączyć się z Ayse, ale sygnał jest bardzo słaby, uniemożliwiający rozmowę. Dziewczyna pochyla się nad Leventem, zarzuca sobie jego rękę na szyję i pomaga mu wstać. „Myślisz, że powinniśmy tutaj zaczekać?” – pyta. – „Może ktoś będzie tędy przejeżdżał”. „Wkrótce zrobi się zimno. To stara droga i praktycznie nikt tędy nie przejeżdża. Nie możemy tutaj czekać”.

Meryem i Levent ruszają przed siebie, szukając ratunku. Dziewczyna przez cały czas wspiera mężczyznę, który ucierpiał o wiele bardziej od niej w wypadku. W pewnym momencie Levent, widząc jak jego towarzyszka drży z zimna, oddaje jej swój płaszcz. Wkrótce oboje docierają do położonej na odludziu starej chaty. „Możemy tutaj spędzić noc” – oznajmia mężczyzna. „Spędzić tutaj całą noc? Sami?” – pyta z niedowierzaniem córka Durmusa. „Tak. Powiedz mi, jeśli masz lepszy pomysł.” – Levent rusza w stronę drzwi. „Nie możemy wejść tutaj jak jacyś złodzieje”. „Albo wejdziesz, albo zamarzniesz do rana. Wybór należy do ciebie. Nie zapomnij o dzikich zwierzętach, które żyją w okolicy”.

Syn Ulviye otwiera drzwi i wchodzi do środka. Przestraszona perspektywą spotkania dzikich zwierząt Meryem robi to samo. „Ty śpisz tam” – Mężczyzna wskazuje na wersalkę w rogu – „a ja znajdę sobie inne miejsce”. „Odpocznij, jeśli chcesz.” – Dziewczyna pomaga towarzyszowi usiąść i kładzie poduszkę pod jego plecy. „Zimno wdziera się zewsząd. Gdyby nie te cztery ściany, nie wiedzielibyśmy, że jesteśmy w środku”. „Na szczęście jest piec. Zaraz rozpalę ogień i zrobi się cieplej. Najpierw jednak muszę spojrzeć na twoją kostkę”.

Meryem ściąga but z nogi Leventa i ogląda jego kostkę. „Nie jest sina ani spuchnięta” – oznajmia. – „Ale musimy coś zrobić.” – Z kuchni przynosi ścierkę i owija nią kostkę mężczyzny. „Naprawdę myślisz, że kawałek materiału zrobi różnicę?” – pyta brat Bahadira. „Aha. Będzie służyć jako gips. Czujesz się dobrze, prawda?”. „Cóż, trochę lepiej niż przedtem”. „Nauczyłam się tego od mojej zmarłej mamy. Kiedy byłam mała, uciskała mi w ten sposób miejsce, gdzie się zraniłam. Do rana wszystko było dobrze. Może dlatego, że w to wierzyłam, nie wiem. Ręka mamy jest jak balsam. Jak tylko cię dotknie, cały ból mija”.

„Zapomnieliśmy o czole.” – Meryem ogląda stłuczenie i rozcięcie nad prawą brwią mężczyzny. – „Pozwól mi oczyścić i tę ranę”. „Założę się, że i tak to zrobisz, nawet jeśli ci nie pozwolę”. Akcja przeskakuje do wieczora. Bahadir i Hulya siedzą na kanapie. Mężczyzna odbiera telefon. „Tak, to ja” – mówi do słuchawki i nagle na jego twarzy pojawia się wyraz zaniepokojenia. – „Boże drogi, jak to nie przyjechał? Wyjechał dziś w południe. Dzwonił pan do niego? Jest niedostępny? Ja też spróbuję do niego zadzwonić, dziękuję za informację.” – Rozłącza się.

„Co się stało, mój drogi?” – docieka Hulya. „Levent nie dotarł do Sile” – odpowiada Bahadir. – „Nie skontaktował się nawet z agentem nieruchomości”. „Wielkie nieba, wyjechał przecież kilka godzin temu. Zadzwoń do niego, Bahadir. Mam nadzieję, że nie stało się nic złego”. Mężczyzna wybiera numer do brata. W słuchawce słyszy tylko automatyczną informację: „Wybrany abonent jest obecnie niedostępny. Spróbuj ponownie później”.

„Nie można się z nim skontaktować” – oznajmia Bahadir. – „Teraz i ja zacząłem się martwić. A jeśli naprawdę coś im się stało, jak powiedziałaś…”. „Poczekajmy trochę, nie myślmy od razu o najgorszym. Może po prostu wyczerpała mu się bateria”. „Dobrze, ale nie pojechał spotkać się z agentem. Jest w tym coś dziwnego”. Do pokoju wchodzi Ulviye. „Synu, telefony Leventa i Meryem są wyłączone” – mówi pełna niepokoju kobieta. „Mamusiu, przed chwilą z nimi rozmawialiśmy” – okłamuje Hulya. „Rozmawialiście z Leventem? Co powiedział?”. „Powiedział, że są w drodze i że wkrótce skończy mu się bateria, żebyśmy się nie martwili. Kiedy do niego zadzwoniłaś, musiała się już wyczerpać”.

„Och, w takim razie w porządku.” – Ulviye wzdycha z ulgą i odchodzi. „Kochanie, dlaczego tak powiedziałaś?” – pyta Bahadir. „Co miałam powiedzieć? Że my też nie możemy się do niego dodzwonić? Znowu miałaby atak serca”. „Nie pomyślałem o tym, masz rację. Poczekajmy jeszcze trochę, nie stawiajmy wszystkich na nogi”. Akcja przenosi się do chaty. Levent rozpala ogień w piecu, a Meryem ze znalezionych w kuchni składników przygotowuje zupę. „To niewiele, ale przynajmniej złagodzi głód” – mówi, podając mężczyźnie zupę. – „Może ci nie smakować, ale biorąc pod uwagę, że nie ma nic więcej…”. „Dlaczego miałoby mi nie smakować?”. „Nie wiem. Pomyślałam, że może nie lubisz tej zupy”.

„Lubię. Ty nie będziesz jadła?” – pyta syn Ulviye. „To wszystko, co jest” – odpowiada Meryem. „W takim razie ty zjedz. Nie spodziewałaś się chyba, że ja będę jadł, a ty będziesz siedzieć głodna”. „Nie jestem bardzo głodna, naprawdę”. „Wyjechaliśmy z domu wiele godzin temu, a ty mówisz, że nie jesteś głodna? Wcale ci nie wierzę. Proponuję, żebyśmy podzielili się po połowie”. „Jest jeszcze jedna łyżka, ale nie ma więcej talerzy”. „Dla mnie to nie problem”. Meryem przynosi z kuchni łyżkę i razem z Leventem jedzą z jednej miski.

Akcja wraca do rezydencji. Hulya wchodzi do salonu, gdzie znajduje się jej mąż. „Są jakieś wieści?” – pyta kobieta. „Na wszelki wypadek skontaktowałem się z innymi agentami. Także go nie widzieli” – odpowiada Bahadir. Nagle rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. – „Mam nadzieję, że to oni”. „Mam nadzieję, że to ktoś ze złymi wieściami” – szepcze do siebie Hulya. Jej mąż pędzi do drzwi i otwiera je. Do środka wchodzi Melis.

„Czy ktoś z was widział Leventa?” – pyta przybyła. – „Od wielu godzin próbuje się z nim skontaktować, ale jest niedostępny. Na próżno czekałam na niego w umówionym miejscu”. „My też nie możemy się z nim skontaktować” – mówi Bahadir. – „Tak jak powiedziałaś, jest niedostępny”. „Czy nie jest to dla was dziwne?”. „Jest, ale powiem ci coś jeszcze dziwniejszego. Nawet nie spotkał się z agentem nieruchomości ani do niego nie zadzwonił”. „Dlaczego więc jesteście tacy spokojni?”. „Poczekajmy jeszcze trochę. Nie chcę, żeby mama się martwiła. Wiesz, że dopiero co wyzdrowiała, nie chcemy, aby jej stan się pogorszył”.

„Jesteście niesamowici!” – mówi oburzona Melis. – „Mogliście jej powiedzieć, że macie jakąś pracę i musicie pojechać do Sile”. „Melis, moja droga, przesadzasz trochę” – uważa Hulya. – „Oboje są młodzi, więc może chcą spędzić ze sobą trochę czasu…”. „Nigdy! Nie wiem, jak wy, ale ja nie zamierzam tu czekać. Jadę do domu letniskowego”. „Nie znajdziesz go tam, pośrednik już tam był”. Melis, mimo słów siostry, w pośpiechu opuszcza dom. Czy znajdzie Leventa i Meryem?