Nana i Yaman w magazynie.

„Dziedzictwo” – Odcinek 620 – Streszczenie

Akcja odcinka rozpoczyna się w stołówce komisariatu. Koray podchodzi do stolika, przy którym siedzi Ferit. W jego oczach widać żal i napięcie.

— Dlaczego to zrobiłeś? — pyta z wyrzutem. — Chciałeś mnie upokorzyć? Zrobić ze mnie pośmiewisko? Przecież mogłeś być tym jedynym bohaterem. Po co ci to było? Co ty właściwie próbujesz udowodnić?

Ferit unosi wzrok, zimny i opanowany.

— Tak jak myślałem… — odpowiada powoli. — Niczego nie zrozumiałeś. Nie chodziło o ciebie. Zrobiłem to dla Dogi. Żeby nie musiała żyć z myślą, że jej ojciec to tchórz bez wartości. Nie chcę, żeby dźwigała ten ciężar do końca życia. Nie zasługujesz na nią, Koray. Mam tylko nadzieję, że w końcu się ogarniesz i spróbujesz być ojcem, na jakiego naprawdę zasługuje.

Ferit wstaje. Na chwilę zatrzymuje się przy Korayu — jego wzrost i chłodna pewność siebie są jak cios. Milczy. A potem odchodzi, zostawiając swojego rywala z jeszcze większym ciężarem na barkach.

***

Akcja przenosi się na parking przed komisariatem. Ayse zmierza w stronę swojego samochodu, gdy Koray ją zatrzymuje.
— Jeśli czegoś potrzebujesz, daj znać. Przywiozę, załatwię — oferuje, próbując utrzymać się blisko.

— Korayu… — Ayse mówi łagodnie, ale stanowczo. — Dziękuję ci za wszystko, co robisz. Naprawdę. Ale… nie musisz być tak obecny w naszym życiu. Powiedziałam ci już wcześniej — to wszystko jest tylko dla dobra Dogi.

Z komisariatu wychodzi Ferit, ale Ayse go nie zauważa. Mówi dalej:

— Możesz ją odwiedzać od czasu do czasu, oczywiście. Ale zadbaj o swoje życie. Ja już swoje poukładałam. Ty też powinieneś. Tak będzie lepiej — dla ciebie, dla mnie i dla niej.

Koray i Ayse wsiadają do swoich samochodów i odjeżdżają. Ferit zostaje na parkingu, sam, z narastającym gniewem.

— Powinienem się domyślić — myśli. — Całe to przedstawienie… to kłamstwo od początku do końca. Ty żałosny tchórzu.

Po odkryciu, że Ayse i Koray nie wrócili do siebie, Ferit podejmuje decyzję: rezygnuje z udziału w tajnej misji. Zostaje w komisariacie. Chce być blisko Ayse.

***

Tymczasem Yaman, zatopiony w rozmowie z Naną, mimowolnie ujawnia jej wielki sekret.

— Mój brat jest w klinice w Londynie — mówi nieświadomie, po czym zamiera. — Co ja właśnie zrobiłem? — pyta sam siebie w myślach, przerażony. — Zdradziłem coś, czego nie powiedziałem nikomu.

Nana spogląda na niego zaskoczona.
— Dostałam to, czego chciałam — myśli. — Wiem, gdzie jest jego brat. Ale… dlaczego wcale nie czuję się z tym dobrze?

Wkrótce dzwoni do niej Idris, ale dziewczyna nie zdradza mu, czego się dowiedziała. Coś ją powstrzymuje.

***

Yaman odwiedza mistrza Veliego. Mężczyzna rzuca mu tylko jedno spojrzenie, a potem mówi spokojnie:
— Wróciłeś z wojny.

Yaman siada ciężko.
— Ta dziewczyna… niania. Gdziekolwiek nie spojrzę — tam ona. Krzyczę, złoszczę się, próbuję to odrzucić… ale coś do mnie dotarło.

— Zrozumiałeś, że stała ci się bliska — mówi Veli łagodnie. — Nie walcz z tym. Nie uciekaj. Czas płynie, choć wydawało ci się, że się zatrzymał. Ten zegar, który sądziłeś, że już nie tyka — znów zaczął odmierzać minuty.

Yaman kręci głową.
— Nie. Dla mnie czas się zatrzymał dawno temu. Kiedy ona… odeszła.

— Nie uciekniesz przed tym, co się wydarzyło.
— To ja decyduję, gdzie pójdę. I gdzie się zatrzymam.

Veli spogląda na niego przenikliwie.
— Tak ci się tylko wydaje. Los wybiera za nas. Przekonamy się, czy naprawdę dasz radę uciec.
— Nie mam przed czym uciekać — mówi twardo Yaman i odchodzi.

Veli wraca do swoich zegarków, szepcząc sam do siebie:
— Wkrótce zrozumiesz, że jednak masz.

***

Idris coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że jego przyrodnia siostra coś wie, ale celowo ukrywa to przed nim.

— Może dowiedziała się o tym już dawno, tylko nigdy mi nie powiedziała — rozważa z rosnącym niepokojem. — Skoro nie chcesz powiedzieć mi wprost, dowiem się wtedy, gdy powiesz to komuś innemu.

Przenosi wzrok na Kazima, jego zaufanego pomocnika. Głos Idrisa staje się twardy, stanowczy:
— Załatw mi urządzenie podsłuchowe.

***

Tymczasem Yaman, rozdarty wewnętrznie i niepewny co do dalszych kroków, szuka pocieszenia w jedynym miejscu, które nadal daje mu namiastkę spokoju — przy grobie swojej zmarłej żony.

— Powiedziałaś kiedyś, że jeśli coś się stanie jednemu z nas, drugie musi iść dalej — mówi, patrząc na wyryte w marmurze imię. — Ale nie powiedziałaś, jak to zrobić. Słońce wschodzi i zachodzi każdego dnia. Mijają tygodnie, miesiące… Myślałem, że uda mi się zatrzymać czas. Ale czas… nie pyta o zgodę.

Milknie na chwilę, zaciska dłonie na zimnym kamieniu. Po chwili jego głos znów drży od emocji:

— Ciebie już nie ma, ale ja wciąż tu jestem. Oddycham, jem, śpię, myślę, martwię się. Jestem szczęśliwy tylko wtedy, gdy chłopiec ognia się uśmiecha. To podobno oznacza, że żyję… ale wszystko wydaje się puste. Niewystarczające. Jakby brakowało najważniejszego elementu układanki.

Zatrzymuje wzrok gdzieś w oddali.

— Gdybym mógł umrzeć… może wtedy zaznałbym spokoju. Ale nie mogę. Chłopiec ognia to moje dziedzictwo. Mój obowiązek. Może Veli miał rację — może mój zegar znowu zaczął działać. Ale ten czas to nie życie. To cierpliwe czekanie. Będę czekał, aż mój czas się skończy. Aż znów będę mógł być przy tobie. Nie złość się na mnie. Robię, co potrafię. To wszystko, co mogę dać.

***

Po powrocie do rezydencji, Yaman wzywa Nanę do gabinetu. Gdy kobieta wchodzi, uważnie przygląda się jego twarzy.
— Jest w nim coś innego — myśli. — Coś się zmieniło. Odkąd szukaliśmy tej torby… jego spojrzenie jest inne.

— Yusuf wróci do szkoły. Już czas — oznajmia Yaman spokojnym, lecz chłodnym tonem.
— Słucham? Czyli… chcesz mnie zwolnić? — pyta zaskoczona.
— Nie. — Yaman kręci głową. — Podjąłem tę decyzję, bo wierzę, że powinien wrócić do normalności. Przebywanie wśród rówieśników dobrze mu zrobi.

Nana marszczy brwi.
— To za wcześnie. Nadal nie poradziliśmy sobie z jego problemem z zaufaniem. Potrzebuje więcej czasu.

Yaman bez słowa siada za biurkiem i zaczyna przeglądać dokumenty, jakby nie usłyszał jej wypowiedzi. Nana nie daje za wygraną.
— Ogłuchłeś?! Słyszysz mnie? — pyta z oburzeniem. — Przecież to nie ma sensu!

— Powiedziałem, co miałem do powiedzenia. Mam zaraz spotkanie biznesowe. Możesz już iść.
— Nie jesteś sobą. Jeszcze niedawno mówiłeś, że Yusuf nie może wyjść z domu. A teraz nagle szkoła? Nie widzisz, że on nie jest na to gotowy?

Yaman unosi wzrok, zimny i nieprzenikniony.
— Zdecydowałem, że to będzie najlepsze dla mojego bratanka. To wystarczy.

Gestem dłoni pokazuje jej drzwi. Nana waha się chwilę, ale w końcu wychodzi. W jego spojrzeniu nie ma miejsca na sprzeciw.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 456. Bölüm i Emanet 457. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy