„Dziedzictwo” – Odcinek 676 – Streszczenie
Akcja odcinka rozpoczyna się w parku. Pelin i Ferit siedzą na ławce w cieniu rozłożystego drzewa. Powietrze jest ciężkie od napięcia, które wisi między nimi.
– Zapamiętałam twoje imię – mówi dziewczyna cicho, ale z wyraźnym naciskiem. Jej oczy błądzą nerwowo, jakby co chwilę spodziewała się, że ktoś ich obserwuje. – Tylko ty możesz mi pomóc. Oni się ciebie boją. Mówili, że to przez ciebie wszystkie ich siatki legły w gruzach.
Zaciska dłonie na kolanach, a głos jej drży.
– Wykorzystują takich jak ja – biednych, zdesperowanych, których nikt nie szuka. Ledwo uciekłam. Jeśli mnie znajdą… zabiją mnie.
Ferit patrzy na nią uważnie. Jego spojrzenie łagodnieje, ale jednocześnie coś w nim staje się czujne.
– Dobrze. Nie bój się – odpowiada spokojnie, sięgając po telefon. W tej samej chwili Pelin wykonuje błyskawiczny ruch – wyciąga z kieszeni strzykawkę i wbija ją w jego szyję.
Ferit nawet nie zdąża zareagować. Jego ciało natychmiast słabnie, oczy zachodzą mgłą. Upada bezwładnie, osuwając się w ramiona dziewczyny.
***
Kilka minut później.
Alejką w parku spacerują Koray i Ayse. Rozmawiają swobodnie, ale policjantka nagle przystaje, jakby coś przykuło jej uwagę.
Zamarła.
Kilka metrów dalej widzi Ferita w objęciach nieznajomej dziewczyny. Z jej perspektywy wygląda to jak intymna scena – Pelin pochyla się nad mężczyzną i całuje go, przyciskając twarz do jego.
W oczach Ayse pojawia się szok, a potem coś znacznie gorszego – ból.
Jej serce zaciska się w klatce piersiowej. Przez chwilę nie może złapać oddechu.
Przez ostatnie dni zaczęła wierzyć, że ona i Ferit mogą naprawić to, co zostało złamane. Że jeszcze mogą być „my”. Ale teraz…
W jednej chwili wszystko się rozpada.
Czuje się zdradzona. Oszukana. Jakby ktoś brutalnie wyrwał jej serce i rzucił na bruk.
Koray coś mówi, ale Ayse go nie słyszy. Jej świat właśnie się zatrzymał.
***
Parking przed firmą.
Nana i Pinar stoją przy samochodzie, obie ubrane elegancko, jakby właśnie skończyły spotkanie biznesowe.
– Naprawdę ci się oświadczył? – pyta z niedowierzaniem Pinar, unosząc brwi. – Nie wierzę! I co mu powiedziałaś?
Nana uśmiecha się lekko, ale w jej oczach widać cień zmęczenia.
– Oczywiście, że odmówiłam.
Jej słowa docierają do Yamana, który właśnie wychodzi z głównego wejścia firmy i mimowolnie słyszy rozmowę. Zatrzymuje się na chwilę, niewidoczny z ich perspektywy.
– Nigdy nawet o czymś takim nie myślałam – kontynuuje Nana. – Lukę kocham, ale tylko jak brata. Powiedziałam mu to wprost.
Na twarzy Yamana pojawia się ledwo dostrzegalny uśmiech. To nie jest triumf, ale raczej ulga. Cicha, głęboka ulga, która rozjaśnia jego spojrzenie.
***
Nedim siedzi w fotelu w gabinecie Yamana. Rozgląda się po pomieszczeniu z zimnym uśmiechem na ustach, jakby już widział siebie na miejscu właściciela.
– Wkrótce nie zostanie po tobie nawet ślad, Yamanie Kirimli – mówi do siebie cicho, niemal z satysfakcją, przeciągając każde słowo.
W ciszy gabinetu nagle rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Nedim zerka na ekran i odbiera połączenie.
– Tak, Sevkecie?
Po drugiej stronie odzywa się niski, chrapliwy głos.
– Jak postępy przy pierwszej dostawie?
– Wszystko przebiega zgodnie z planem – odpowiada Nedim pewnym tonem. – Zacząłem działać niepostrzeżenie. Nikt niczego się nie domyśla.
– Dobrze. Zakończ to jak najszybciej – rzuca Sevket i kończy rozmowę bez pożegnania.
Nedim odkłada telefon z chłodnym uśmiechem. Jego oczy błyszczą zadowoleniem.
***
Akcja przenosi się do rezydencji. Yaman stoi przy oknie w swoim gabinecie. Za szybą rozciąga się znajomy widok – ogród tonący w popołudniowym świetle. Jednak jego myśli są gdzie indziej.
Choć w pierwszej chwili poczuł ulgę – a nawet radość – że Nana odrzuciła propozycję Luki, teraz dopada go wewnętrzne rozdarcie. Złość. Na siebie.
– Co ja wyprawiam? – mówi cicho, niemal szeptem, jakby bał się, że ktoś usłyszy jego słabość. – Dlaczego jestem szczęśliwy? Bo go odrzuciła? Bo została? Z powodu Yusufa… czy z powodu siebie samej?
Zaciska pięści, jego oddech staje się nierówny.
– Bałem się, że odejdzie. Byłem wściekły… Ale dlaczego? Przecież przysiągłem, że już nikogo do siebie nie dopuszczę!
W przypływie gniewu Yaman wymachuje ręką i zrzuca z biurka wszystko, co na nim leżało – książki, dokumenty, zegarek, ramkę ze zdjęciem. Wszystko rozbija się o podłogę z głuchym trzaskiem.
Między rozrzuconymi przedmiotami jego wzrok zatrzymuje się na jednym – złożonym, lekko pożółkłym liście. Serce przyspiesza mu rytm. Schyla się i drżącą ręką podnosi kartkę. To list od jego żony – ten, który napisała krótko przed śmiercią.
Nie czeka ani chwili. Otwiera go i zaczyna czytać.
Moja Gwiazdo Północna,
życie z tobą było największym szczęściem, jakie mnie spotkało. Nie gniewaj się za to, co napiszę. W dzieciństwie straciłam zbyt wiele – ludzi, nadziei, marzeń. Wciąż mówisz mi, żebym zostawiła przeszłość za sobą, żebym milczała, nie wracała do bólu. Ale czasem to jedyny sposób, by poczuć ulgę – przelać myśli na papier i skierować je do ciebie.
Kocham cię. Chcę, żebyś był szczęśliwy, nawet jeśli mnie zabraknie.
Nie pozwól, by ciemność znów cię pochłonęła. Nie buduj murów wokół serca. Nie zamieniaj się w cień, który żyje tylko wspomnieniem.Pewnego dnia ktoś się pojawi. Może nawet już się pojawiła. I poczujesz to – nie od razu, ale poczujesz. Że to ona.
Nie uciekaj przed tym. Nie broń się. Jeśli ją odepchniesz, oddalisz się również ode mnie. Bo tylko twoje szczęście da mi spokój.Wiem, że złożyłeś mi obietnicę. Że przyrzekłeś, iż nikt już nie zajmie mojego miejsca. Ale proszę – nie dotrzymuj jej.
Jeśli nie jesteś pewien, spójrz jej w oczy. Zobacz, jak troszczy się o ciebie, jak walczy o twój uśmiech. Zobacz, jak szczęśliwy jest Yusuf.
Ona cię znalazła. Ty ją również.Nie pozwól jej odejść.
Yaman kończy czytać i długo patrzy w pustkę, jakby nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał.
– Dlaczego mi to napisałaś…? – szepcze, z głosem pełnym bólu. – Chcesz, żebym złamał dane ci słowo? A przecież… nie mam do tego prawa. Nie mogę…
Gniotąc w dłoni list, rusza w stronę drzwi. Jego twarz jest napięta, a oczy błyszczą od emocji, których już nie potrafi powstrzymać.
Na schodach spotyka Nanę. Mijają się bez słowa. Yaman nawet na nią nie patrzy – jakby uciekał, nie tylko od niej, ale i od samego siebie.
Nana odwraca się za nim z niepokojem w oczach.
– Gdybym tylko wiedziała, co go dręczy… – szepcze z żalem. – Zrobiłabym wszystko, żeby mu pomóc.
***
Ferit budzi się na ławce w parku. Ból głowy pulsuje mu w skroniach jak młot. Powieki są ciężkie, a światło dnia razi go niczym reflektor. Przez dłuższą chwilę nie wie, gdzie jest ani co się właściwie wydarzyło.
Podnosi się powoli, chwytając się oparcia ławki, jakby ziemia pod nim się chwiała. Serce bije zbyt szybko, a umysł wciąż tonie w mgle.
„Co do diabła…” – mruczy, próbując przypomnieć sobie ostatnie minuty przed utratą przytomności.
Sięga do kieszeni kurtki i zamarza. Palce natrafiają na złożoną kartkę. Wyciąga ją drżącą dłonią.
Na pożółkłym skrawku papieru widnieje zaledwie jedno zdanie, zapisane równym, kobiecym pismem:
„Grzechy przeszłości rzucają długie cienie.”
***
Chwilę później – komisariat.
Ferit, blady i wyraźnie osłabiony, kładzie kartkę na biurku Volkana.
– Spójrz na to – mówi.
Volkan przygląda się wiadomości, marszcząc brwi.
– Co to za zagadka? – pyta zaintrygowany.
– Na początku też nic mi to nie mówiło. – Ferit opiera się o biurko, próbując opanować zawroty głowy. – Ale potem skojarzyłem. To cytat. Z Agathy Christie.
– Ta dziewczyna wspomniała o Alkanlarach. Myślisz, że to ich robota? Próba zemsty?
Ferit kręci głową.
– Nie sądzę. Alkanlarowie nie bawiliby się w takie gierki. Gdyby chcieli się zemścić, już by to zrobili. Ich styl to brutalna, szybka zemsta. Nie takie psychologiczne podchody.
– Ale przecież nie tylko ich wsadziłeś za kratki – przypomina Volkan. – Masz więcej wrogów niż włosów na głowie. Może ktoś inny postanowił wyrównać rachunki.
Ferit milknie na moment, spogląda na kartkę z ponurym wyrazem twarzy.
– Ktokolwiek za tym stoi, użył Alkanlarów jako przynęty. To było sprytne – wiedzieli, że ich trop mnie przyciągnie.
Zaciska dłoń w pięść.
– To sprawa osobista. Czuję to. Nie znam tej dziewczyny, ale ktoś dobrze wiedział, jak mnie podejść.
Podaje Volkanowi spojrzenie, ostre jak brzytwa.
– Sprawdź cały monitoring z parku. Każdą kamerę. Każdą sekundę.
– Zrozumiano. – Volkan kiwa głową, ale nie rusza się z miejsca. Zauważa, jak Ferit lekko się zatacza. – Słuchaj… jesteś blady jak ściana. Jesteś pewien, że ta dziewczyna cię tylko uśpiła? A jeśli to była trucizna? Powinieneś iść do szpitala.
– Zajmę się tym później – ucina Ferit. – Teraz mam ważniejsze sprawy. Sam dobrze wiesz.
Volkan unosi brew z lekkim uśmiechem.
– Aha. Kolacja z Ayse.
– Dokładnie. – Ferit poprawia kołnierz i prostuje się z trudem. – Plan się nie zmienił. Pójdę na kolację, nawet jeśli zostałem otruty i padnę martwy przy deserze.
Volkan patrzy za nim z niedowierzaniem, kręcąc głową.
– Chyba naprawdę ci zależy, skoro jesteś gotów umrzeć przy świecach.
Ferit wychodzi, zostawiając za sobą zapach niebezpieczeństwa, adrenaliny… i czegoś jeszcze – emocji, które od dawna starał się wypierać.
***
Zapada wieczór.
Ferit stoi przed lustrem, dopracowując każdy szczegół swojego wyglądu. Starannie zawiązuje krawat, wygładza mankiety koszuli. Dziś wszystko musi być idealne. Na twarzy ma cień uśmiechu – rzadkiego, pełnego oczekiwania.
Sięga po telefon i wybiera numer Ayse. Po kilku sygnałach słyszy jej głos.
– Ayse? Przypominam, że dziś nasza kolacja.
Chwila ciszy. Po niej odpowiedź – zimna jak lód.
– Nie idę na żadną kolację.
Ferit marszczy brwi.
– Dlaczego? Twój głos… brzmi inaczej. Coś się stało? Jesteś chora?
– Tak. Przeziębiłam się.
– O Boże… To źle. Szybkiego powrotu do zdrowia. Chcesz, żebym przywiózł ci coś? Rosół z kaczki dobrze ci zrobi.
– Nie lubię rosołu. To minie, jak odpocznę. Dobrej nocy.
Rozłącza się bez chwili wahania. Ferit zostaje z telefonem w dłoni, wpatrując się w ciemny ekran. Nie wie, że Ayse wypowiadała te słowa z bolącym sercem i łzami cisnącymi się do oczu. W jej myślach wciąż tkwi obraz Ferita w ramionach innej kobiety. Dla niej – dowód zdrady.
***
Nana czeka do późna. Godziny mijają, zegar tyka głośniej niż zwykle. Siedzi w salonie, nerwowo bawiąc się bransoletą zegarka, co chwilę spoglądając w stronę drzwi.
W końcu – odgłos otwierającego się zamka.
Yaman wchodzi, jak zwykle milczący, zamknięty w sobie. Ale tym razem Nana nie pozwala mu przejść obojętnie.
– Gdzie byłeś? – pyta z wyrzutem. – Martwiliśmy się o ciebie.
– Miałem pracę. – odpowiada chłodno, nie patrząc jej w oczy.
– Wysłałam ci pięć wiadomości. Dzwoniłam dziesięć razy. Dlaczego nie odpowiedziałeś?
– Powiedziałem, że miałem coś do zrobienia. Zejdź mi z drogi.
– Nie! Nie zrobię tego! – podnosi głos. – Znowu nie słuchasz, co się do ciebie mówi! Martwiliśmy się o ciebie. Yusuf zasypiał z twoim imieniem na ustach. Wzywał cię przez sen. Nie możesz tak po prostu znikać!
Yaman zatrzymuje się. W jego oczach błyska gniew.
– Nie tłumaczę się przed nikim! – oświadcza twardo. – Teraz odejdź, nie będę się powtarzał.
– Będziesz musiał się wytłumaczyć! – nie ustępuje Nana, mimo drżącego głosu. – Nie dlatego, że ci rozkazuję. Ale dlatego, że jesteś głową tej rodziny. A ta rodzina się o ciebie martwi.
Yaman zaciska szczękę. Po chwili mówi cicho, niemal szeptem, ale z jadowitą precyzją:
– A ty? Czy ty w ogóle jesteś członkiem tej rodziny?
Te słowa uderzają w Nanę jak policzek. Jej spojrzenie blednie, w oczach pojawiają się łzy.
– Masz rację – mówi, odwracając się. – Znowu przekroczyłam granicę.
Odchodzi na taras, skryta w półmroku nocy. Oparłszy się o balustradę, spogląda w dal, gdzie niebo styka się z miastem.
– Nie jestem częścią tej rodziny. Nie mogę oczekiwać, że będzie się przede mną tłumaczył. – mówi do siebie cicho. – Powinnam się przyzwyczaić do jego chłodu… do jego dzikości. Ale dlaczego to wciąż tak bardzo boli?
***
Poranek w rezydencji jest cichy i spięty.
Yaman, jak gdyby nic się nie stało, oznajmia:
– Yusuf może dziś wrócić do szkoły.
Chłopiec cieszy się, ale szybko dostrzega coś, czego nie potrafi zignorować. Spogląda raz na stryja, raz na Nanę.
Między nimi unosi się napięcie – jakby coś pękło, jakby coś ważnego zostało nienazwane.
– Jesteście pokłóceni… – stwierdza cicho Yusuf.
Yaman i Nana milkną. Nie odpowiadają. Ale cisza mówi wszystko.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 496. Bölüm i Emanet 497. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.




