„Dziedzictwo” – Odcinek 712 – Streszczenie
Nedim ukrywa się w kryjówce Idrisa. Siedzi na wytartej kanapie obok Yahyaoğlu, z telefonem przy uchu i chłodnym uśmiechem na twarzy. Rozmawia ze swoim kretem w firmie.
— Wszystkie szczegóły spotkania dopięte? — pyta spokojnym, lecz napiętym głosem.
— Tak, wszystko gotowe — potwierdza Fuat po drugiej stronie. — Kamery są już zamontowane.
— Dobrze. Sam się tam nie pokażę, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Nie chcę niepotrzebnych komplikacji.
— Sprawdzałem wszystko jeszcze wczoraj wieczorem. Nie ma mowy o żadnych problemach — zapewnia kret.
Na ustach Nedima pojawia się cień zadowolenia.
— Świetnie. Dziś jest wielki dzień. Yaman wreszcie poda rękę handlarzowi narkotyków, którego całe życie potępiał… a ja będę miał to na nagraniu. Wtedy jego los wreszcie będzie w moich rękach.
Kończy rozmowę i odkłada telefon. On i Idris wymieniają porozumiewawcze spojrzenia i szerokie, triumfujące uśmiechy. W powietrzu czuć gorzki zapach intrygi.
***
Nana ma złe przeczucia od chwili, gdy Yaman wychodzi rano do firmy. Nie może się uspokoić, więc kilka minut później wybiera jego numer, niby przypadkiem, żeby usłyszeć jego głos.
— Halo? — odbiera Yaman, a w jego tonie pobrzmiewa lekkie zniecierpliwienie.
— Chciałam… upewnić się, że wszystko w porządku — mówi szybko. — To znaczy… właściwie chciałam zadzwonić do Pinar, ale pomyliłam kontakty.
Po drugiej stronie zapada chwila ciszy, po czym słyszy chłodną ironię w jego głosie:
— Powiedz Yusufowi, żeby nauczył cię alfabetu.
— Słucham? — Nana marszczy brwi, zdezorientowana.
— Bo między literami P a Y jest całkiem spora różnica. Trzeba mieć talent, żeby pomylić mnie z Pinar — drwi Yaman.
— Ostatnio dzwoniłam tylko do was, więc się pomyliłam… — broni się, wyraźnie zawstydzona. — Poza tym alfabet znam bardzo dobrze.
— Dobrze, kończę, zanim zaczniesz mi go recytować — ucina i rozłącza się bez pożegnania.
***
Chwilę później w jego gabinecie pojawiają się dwaj mężczyźni: biznesmen z Azerbejdżanu oraz jego rzekomy wspólnik — handlarz narkotyków. Yaman podnosi się zza biurka i podaje im rękę na powitanie. Ale jego oczy są czujne i lodowate, gdy rozpoznaje Karacaliego.
W mgnieniu oka sięga po pistolet i celuje prosto w jego skronie.
— Myślałeś, że się nie zorientuję?! — syczy przez zęby, a jego głos wypełnia cały gabinet. — Że będziesz przemycał narkotyki na moich statkach? Co to za bezczelność?! Wynoś się stąd, zanim zabiję was wszystkich na miejscu!
Karacali patrzy na niego bez cienia strachu, uśmiecha się pogardliwie i odpowiada lodowatym tonem:
— Wszystko wraca, Kirimli. Za wszystko kiedyś się płaci.
Odwraca się na pięcie i wychodzi z ludźmi, zostawiając za sobą ciężką ciszę i napięcie, które jeszcze długo nie opadnie.
***
Akcja wraca do kryjówki Idrisa. Atmosfera jest gęsta, w powietrzu czuć napięcie. Yahyaoğlu wpatruje się w ekran monitora, na którym przed chwilą widział scenę z firmy Yamana, i nagle wybucha:
— Niech to szlag! Do diabła! — wrzeszczy, zaciskając pięści i kopiąc w stół. — Znowu rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego!
— Uspokój się, Yahyaoğlu — wtrąca spokojnie Nedim, choć w jego głosie pobrzmiewa satysfakcja. — Yaman może i się zorientował, ale to nie zmienia faktu, że mamy nagranie. Widzieliśmy, jak uścisnął dłoń baronowi narkotykowemu. Dziś podpisał na siebie wyrok. Dopadłem cię, Yamanie… — jego spojrzenie błyszczy lodowato — to koniec twojego panowania.
Idris i Nedim wymieniają uśmiechy pełne triumfu. W ich oczach tli się żądza zemsty i świadomość zwycięstwa.
***
Yaman wraca do rezydencji, wściekły jak nigdy wcześniej. W jego gabinecie rozlega się tylko ciężki stukot kroków i oddech pełen gniewu. Chodzi od ściany do ściany, a jego oczy płoną.
— Jak śmieli wejść do mojej firmy?! Skąd wzięli odwagę?! — warczy sam do siebie, zaciskając pięści. — Kto działa za moimi plecami? Kto ma na tyle tupetu, żeby podnieść na mnie rękę?
Myśli gorączkowo, analizując ostatnie tygodnie, zdrady, spojrzenia. I nagle wszystko układa się w jedną całość. W jego głowie pojawia się tylko jedno imię. Nedim.
Drzwi się otwierają. Do pomieszczenia wchodzi właśnie… on.
— Dzień dobry, Yamanie — zaczyna, z pozornie spokojnym uśmiechem. — Jesteś wolny? Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku. Mam też kilka dokumentów do podpisu. Czy coś się stało? Wyglądasz na zmartwionego.
Yaman wbija w niego przenikliwe spojrzenie, pełne podejrzeń i chłodu.
— Na dzisiejszym spotkaniu pojawił się Karacali — mówi powoli, cedząc każde słowo. — Handlarz narkotyków. Oczywiście podszywał się pod kogoś innego. Gdybym tego nie odkrył, przewoziłbym dla niego narkotyki.
Nedim unosi brwi, udając szok.
— Co ty mówisz? Jakim cudem ktoś ośmielił się na coś takiego?
Yaman nie odpowiada, wpatruje się w niego coraz intensywniej, jakby chciał zajrzeć w głąb jego duszy i odkryć prawdę.
Czy to ty, Nedimie? Czy naprawdę mogłeś mnie zdradzić? — myśli gorzko.
— Czy mogę coś dla ciebie zrobić? — pyta głośno Nedim, z udawaną troską. — Odszedłem z firmy, ale wiesz, że możesz na mnie liczyć.
— Wiem. Na razie nie możesz zrobić nic. Zrobiłem już to, co było konieczne. Więcej się do mnie nie zbliżą — odpowiada chłodno Yaman.
— Oczywiście. Wiedz, że zawsze jestem przy tobie jako przyjaciel. Dokumenty wyślę ci do podpisu — mówi Nedim i odwraca się do wyjścia.
***
Na dole spotyka Nanę i zagaduje ją cicho:
— Możemy porozmawiać? Na zewnątrz.
Wychodzą razem na taras. Wieczorne powietrze jest chłodne i pełne napięcia. Nedim odwraca się do niej, jego spojrzenie jest dziwnie intensywne.
— Odkąd pojawiłaś się w tym domu, wszystko się zmieniło — mówi niskim głosem. — Ty też mnie zmieniłaś. Wchodzę w nowy etap życia, zaczynam od nowa i chcę być szczery. Niełatwo mnie czymś poruszyć, a ty od razu mnie uderzyłaś. Odkąd cię poznałem, nie było dnia, żebym o tobie nie myślał. Bardzo mi się podobasz, Nano.
Nana patrzy na niego z niedowierzaniem. Jej oczy błyszczą gniewem i oburzeniem.
— To jakiś żart?! Może ukryta kamera?! — wybucha. — Nie rozumiem, skąd wziąłeś tę bezczelność. Nigdy nie patrzyłam na ciebie w ten sposób. Nigdy ci nie dałam najmniejszych powodów! Jestem pracownicą pana Yamana i tylko jemu jestem winna lojalność. A on też by tego nie zaakceptował. Nigdy więcej nie poruszaj tego tematu!
Rzuca mu ostatnie, ostre spojrzenie i odchodzi szybkim krokiem do rezydencji. Nedim zostaje na tarasie sam, a jego twarz twardnieje. W jego oczach pojawia się cień groźby.
— Zobaczysz, Nano… — szepcze przez zęby. — Pożałujesz, że tak mi odpowiedziałaś. Prędzej czy później… będziesz moja.
***
Yaman wydaje Fuatowi polecenie zimnym, stanowczym tonem:
— Przygotuj dla mnie raporty z ostatnich dostaw i pełne dane nowych kierowców ciężarówek. Na dziś.
Fuat, choć w środku aż się gotuje ze strachu, kiwa głową i wychodzi z gabinetu. Ledwo zamyka za sobą drzwi, sięga po telefon i dzwoni do Nedima.
— Pan Yaman poprosił mnie o raporty z dostaw — mówi niemal szeptem. — Zażądał też danych kierowców. Musiałem mu je wysłać…
W słuchawce rozlega się wściekły okrzyk Nedima:
— Co zrobiłeś, idioto?! Jak mogłeś mu to wysłać?! — głos mu drży z furii. — Jesteśmy skończeni, jeśli zobaczy różnice w wagach ciężarówek! Przecież obaj go znamy, przetrzepie wszystko do ostatniej cyfry!
— Co mam robić? — jęczy przerażony Fuat.
— Natychmiast jedź do jego domu — syczy Nedim. — Nie spuszczaj go z oczu ani na chwilę. I co minutę zdawaj mi raport, rozumiesz?!
***
Kamera przenosi nas do gabinetu Yamana. Mężczyzna siedzi przy biurku, wpatrując się w ekran laptopa. Jego oczy zwężają się, a wargi zaciskają.
— Dostarczony towar przekroczył limity wagowe — mruczy pod nosem. — I to znacząco. Więcej niż zakontraktowana ilość. Jedno możliwe wyjaśnienie. Ktoś dorzucił towar. Może… narkotyki?
W jego spojrzeniu pojawia się lodowaty błysk, a słowo pada z pogardą:
— Nedim.
Wstaje, jakby coś w nim pękło, i zaczyna przechadzać się po gabinecie.
— To on zarządzał wszystkimi dostawami. Wszystkimi… oprócz ostatniej. Nawet moment jego rezygnacji był podejrzany. — Yaman zaciska pięść. — Nie zrobiłbyś mi tego, Nedimie. Nie ty.
W jego głosie pobrzmiewa jednak wątpliwość.
— Ale dopóki nie złapię cię na gorącym uczynku, nie uwierzę.
Podchodzi do szafy, wyciąga z szuflady pistolet, wkłada go za pasek i wychodzi z rezydencji, a jego twarz jest jak kamień.
— Jedna z ciężarówek jest niedaleko. Zobaczymy, co w niej naprawdę wozicie… — rzuca na odchodne.
***
W kryjówce Idrisa Nedim krąży niespokojnie, zaciskając zęby.
— Jeśli zauważy różnice w wagach, wszystko zrozumie — mówi do siebie złowrogo.
W tym momencie jego telefon rozbrzmiewa.
— Pan Yaman opuścił dom w pośpiechu — melduje Fuat po drugiej stronie, nerwowo. — Nie wiem, dokąd pojechał.
— Ale ja wiem — odpowiada Nedim lodowato. — Jedzie złapać mnie na gorącym uczynku.
Podchodzi do okna, patrzy w dal, a jego twarz napina się w złowrogim grymasie.
— Jeśli zatrzyma tę ciężarówkę, to nasz koniec. — Sięga po telefon i wystukuje numer. — Ciężarówka jest pełna narkotyków. Wyślijcie ludzi. Jeśli spróbuje ją zatrzymać… zabijcie go.
***
Wynajęci przez Nedima ludzie już czekają. Kiedy Yaman samochodem dogania konwój ciężarówek, nagle rozlega się grad kul. Szyby jego auta pękają, karoseria iskrzy od trafień. Yaman z całych sił szarpie kierownicę, próbując utrzymać tor jazdy, ale samochód wpada w poślizg i z hukiem uderza w barierki.
***
W tym samym czasie, w rezydencji, Nana w kuchni niespodziewanie wypuszcza z rąk szklankę. Jej serce zaczyna bić jak oszalałe, a po plecach przechodzi jej dreszcz.
— Co się ze mną dzieje? — szepcze, wpatrując się w roztrzaskane odłamki szkła na podłodze. — Dlaczego ten niepokój nie chce minąć?
Przykłada drżącą rękę do piersi, a w jej oczach błyszczy przerażenie.
— Mam złe przeczucie… Boże, mam nadzieję, że nic mu się nie stało… — dodaje, a jej głos łamie się od napięcia.
***
Zapada wieczór. W rezydencji panuje ciężka, przytłaczająca cisza. Yaman wciąż nie wrócił, a jego telefon uparcie milczy. Służba chodzi po kątach z ponurymi minami, nikt nie odważa się przerwać tej złowrogiej atmosfery. Nana nie potrafi usiedzieć w miejscu — co chwilę wygląda przez okno, nasłuchując najmniejszego dźwięku, który mógłby oznaczać jego powrót.
Nagle zza bramy dobiega ryk silnika. Bez wahania rzuca się do drzwi, jej serce bije jak oszalałe. „To on… to musi być on!” — powtarza w myślach, z każdą sekundą coraz bardziej pewna, że zaraz zobaczy Yamana całego i zdrowego.
Ale kiedy drzwi się otwierają, przed wejściem stoi nie on, a Ferit z dwoma policjantami. Ich twarze są zmęczone, a spojrzenia ciężkie od złych wieści. Nana zamiera, nagle robi się jej zimno, a nadzieja gaśnie niczym płomień świecy.
— Przepraszamy, że przeszkadzamy o tej porze… — zaczyna Ferit, a w jego głosie słychać współczucie. — Ale to ważne.
Chwila ciszy, jakby każde kolejne słowo miało ją złamać.
— Niestety… Yaman, jadąc z dużą prędkością, stracił panowanie nad autem. Samochód wypadł z drogi i runął ze skarpy. Znaleźliśmy wrak… całkowicie spalony. Nie było szans, by ktoś przeżył taki wypadek…
W tym momencie Akca wybucha rozdzierającym krzykiem, który rozchodzi się po całym domu niczym echo tragedii. Nana łapie się framugi drzwi, by nie upaść — czuje, jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa, a serce przeszywa lodowaty ból. Jej oczy rozszerzają się w niedowierzaniu, w głowie huczy tylko jedno: to niemożliwe.
— Nie… — wyszeptuje ochryple, kręcąc głową, jakby chciała odrzucić te okrutne słowa. — Nie wierzę… To nie może być prawda!
Jej głos drży, a w oczach błyszczą łzy. Z całych sił próbuje się opanować i zbiera resztki odwagi.
— Gdzie to było? — pyta cicho, choć w jej tonie brzmi determinacja. — Chcę tam pojechać. Muszę to zobaczyć… na własne oczy.
Bo w jej sercu wciąż tli się iskierka nadziei, że to pomyłka. Że gdzieś tam… Yaman wciąż żyje.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 521. Bölüm i Emanet 522. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.







