„Dziedzictwo” odc. 750 – streszczenie szczegółowe
Z okazji ósmej rocznicy pracy Ayse w policji Ferit postanawia zrobić jej niespodziankę – zamawia duży tort ozdobiony policyjnym godłem z masy cukrowej. Wieść o tym szybko dociera do Ayse, a jej serce zaczyna bić szybciej. Jest przekonana, że Ferit zamierza ogłosić ich związek przed całym wydziałem.
W biurze zbiera się cała ekipa. Ferit wstaje, poprawia marynarkę i głośno zwraca się do współpracowników.
– Koledzy, posłuchajcie wszyscy! – zaczyna tonem, który natychmiast przyciąga uwagę. W pomieszczeniu robi się cicho. – Dziś mamy naprawdę wyjątkowy dzień. Najbardziej utytułowana, najodważniejsza i najbardziej utalentowana policjantka… komisarz Ayse i ja… – tu robi znaczącą pauzę, a jego wzrok zatrzymuje się na twarzy Ayse.
Jej oczy rozszerzają się ze strachu. Serce wali jak młot, a policzki płoną.
„Boże, tylko nie teraz” – myśli.
Ferit jednak uśmiecha się lekko i kończy:
– …wspólnie rozwiązaliśmy kolejną trudną sprawę.
Ayse wypuszcza powietrze z ulgą, a jej ramiona wyraźnie się rozluźniają. Ferit kontynuuje:
– A poza tym… dziś komisarz Ayse kończy ósmy rok służby w policji!
– Brawa dla naszej komisarz! – dodaje, a sala rozbrzmiewa gromkimi oklaskami.
– Komisarzu, a może by tak już pokroić ten tort? – wtrąca Ibo, patrząc łakomie na kremowe ciasto.
Ayse z lekkim uśmiechem sięga po nóż. Wtedy Ferit nachyla się do jej ucha.
– Myślisz, że nie zauważyłem? – szepcze z figlarnym błyskiem w oku. – Prawie dostałaś zawału. Niezły numer ci wyciąłem, prawda?
– Fericie, uważaj, mam w ręku nóż – ostrzega półżartem, ale w jej oczach czai się ciepło.
– Spokojnie – odpowiada miękko. – Nie będę cię już drażnił. I obiecuję… nikomu nic nie powiem, dopóki sama tego nie zechcesz. Poczekam na ciebie nawet tysiąc lat, jeśli będzie trzeba.
Ayse zamiera, patrząc mu w oczy. W jednej chwili podejmuje decyzję. Odstawia nóż, splata swoją dłoń z dłonią Ferita i odwraca się do wszystkich.
– Koledzy… – zaczyna głośno, a w sali natychmiast zapada cisza. – Komisarz Ferit i ja… chcemy wam coś ogłosić. Postanowiliśmy znów być razem.
Na twarzach kolegów pojawia się radość, ktoś głośno klaszcze, a reszta przyłącza się do owacji. Atmosfera jest pełna entuzjazmu – wszyscy cieszą się z tej wiadomości. Wszyscy, z wyjątkiem Koraya.
Ten siedzi z zaciśniętą szczęką, a jego spojrzenie wbija się w Ferita jak ostrze. Widać, że z trudem powstrzymuje się, by nie rzucić się na rywala.
***
Volkan, zwiedziony intrygą Basak, wybucha na Nese.
– Jak mogłaś zrobić taką awanturę? – podnosi głos, patrząc na nią z gniewem. – Beształaś ją bez powodu!
– Volkan, przysięgam, że się nie mylisz. – Nese spogląda na niego z desperacją, zaciskając dłonie w pięści. – Słyszałam na własne uszy, jak mówiła, że cię oszukała.
– Nadal ją oczerniasz? – głos Volkana staje się lodowaty. – Basak się zmieniła.
– Nie, Volkan! – Nese niemal błaga, a jej oczy pełne są łez. – Mówię ci, że to słyszałam. Ona całkowicie cię zaślepiła. Jeśli choć raz mnie posłuchasz, zrozumiesz, że postępujesz niesprawiedliwie!
Volkan kręci głową z irytacją, a w jego spojrzeniu pojawia się cień zawodu.
– Niesprawiedliwie? – powtarza, niemal sycząc. – To ty jesteś niesprawiedliwa. Basak opowiadała przez telefon o swoim ojcu.
– O… ojcu? – Nese zamiera, zaskoczona i zdezorientowana.
– Tak – odpowiada Volkan, a jego ton mięknie tylko na moment. – Jej ojciec jest poważnie chory. Powinien przejść operację, ale uparcie odmawia. Człowiekiem, o którym mówiła, że ją oszukał… był właśnie on. Basak próbowała ci to wyjaśnić, ale ty nie chciałaś słuchać.
Nese czuje, jak uginają się pod nią nogi, lecz Volkan nie pozwala jej dojść do głosu.
– Jestem zawiedziony, Nese – mówi twardo, z chłodem w oczach. – To, co zrobiłaś, było naprawdę podłe. Powinnaś się wstydzić.
Jego słowa tną ją boleśniej niż najostrzejszy nóż.
***
Kubilay wraz z matką wchodzą do rezydencji. Nana, blada, ale wyprostowana i dumna, staje przed nim. Jej spojrzenie jest spokojne, choć w sercu rozgrywa się burza.
– Zdecydowałam się… – mówi cicho, a jednak stanowczo. – Akceptuję twoją propozycję małżeństwa.
Nie wspomina o tym, że robi to nie dla siebie, lecz dla Yusufa – dla jego bezpieczeństwa i przyszłości. Prawdziwe powody pozostają zamknięte w jej sercu.
Yaman, stojący z boku, słyszy te słowa. Na moment zamiera, jakby zabrakło mu powietrza. Czuje, jak grunt usuwa mu się spod nóg. Bez słowa odwraca się i wychodzi. Jego kroki są szybkie i nerwowe, niemal przypominają ucieczkę. Wsiada do samochodu i pędzi przed siebie, aż zatrzymuje się dopiero na opustoszałej, leśnej drodze.
Wysiada, zaciska pięści i krzyczy w stronę pustki:
– Jak mogłaś mu zaufać?! Znowu robisz po swojemu! – jego głos odbija się echem od drzew. – Ale… może właśnie tego chcesz. Skoro tak jest, dobrze! Niech tak będzie! Podjęłaś decyzję… i teraz nie ma już odwrotu!
Z bólem w oczach rusza do chaty Veliego.
Mistrz unosi wzrok znad księgi, dostrzegając napięcie wypisane na twarzy Yamana.
– Toczy się w tobie wielka walka – mówi spokojnie. – Usiądź. Posłuchaj, jak płynie czas. W nim odnajdziesz spokój.
Yaman przysiada ciężko, ale jego głos brzmi twardo, jakby każde słowo walczyło o przebicie się przez ból.
– Bardzo długo wsłuchiwałem się w czas. I wcale nie przyniosło mi to spokoju.
– Może to nie był właściwy czas – odpowiada Veli łagodnie. – Posłuchaj tego, który naprawdę do ciebie przemawia. Wtedy dotrzesz do celu. Życie, ludzie – nic nie ucieka. Ale jeśli nie odpowiesz w odpowiedniej chwili… wszystko stracisz.
Yaman podnosi wzrok, a w oczach błyszczy mu determinacja.
– Niczego nie przegapiłem – mówi stanowczo. – Bo my… zmierzamy w przeciwnych kierunkach. Nasze czasy są różne.
***
Ayse nie może uwierzyć w to, co słyszy od Kary. Ferit bierze udział w operacji przeciwko rodzinie Demirtelerów – jednej z najniebezpieczniejszych w mieście. Nie czeka ani chwili. Pędzi na miejsce, czując, jak serce tłucze się w piersi, jakby chciało wyskoczyć. Gdy dociera, słyszy strzały i krzyki. Bez zastanowienia rzuca się naprzód, trafiając prosto w sam środek wymiany ognia.
***
Wieczorem Yaman wraca do rezydencji. Kroki ma ciężkie, a spojrzenie zimne i zmęczone. Nana już na niego czeka – stoi w korytarzu jak wartownik, a gdy tylko widzi, że przekracza próg, staje mu na drodze i blokuje schody.
– Co robisz? – Yaman mruży oczy. Jego głos jest ostry jak nóż. – Zejdź mi z drogi.
– Czekałam na ciebie – odpowiada spokojnie, choć jej dłonie lekko drżą. – Wiem, że jesteś na mnie zły, ale…
– Nie ma żadnego ale – ucina twardo. – Mówiłem ci, żebyś tego nie robiła.
– To prawda – przyznaje z westchnieniem. – Ale Yusuf… on był tak bardzo smutny. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi. Musiałam znaleźć jakieś rozwiązanie.
Na twarzy Yamana widać gniew, ale i ukryty ból. Zanim jednak odpowiada, telefon Nany zaczyna dzwonić. Na ekranie pojawia się imię: Kubilay.
Drżącym głosem odbiera połączenie.
– Przepraszam, że nie zadzwoniłem wcześniej – odzywa się Kubilay tonem pozbawionym emocji, jakby mówił o czymś zupełnie zwyczajnym. – Wszystkie procedury zostały zakończone. Jutro o osiemnastej odbędzie się nasz ślub.
– Jutro… o osiemnastej? – powtarza mechanicznie Nana, jakby jej myśli nagle się zatrzymały. Dopiero teraz dociera do niej pełna powaga tej decyzji.
Telefon prawie wypada jej z dłoni. Jej spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem Yamana – w jego oczach nie ma ani odrobiny ulgi, tylko lodowata cisza i ukryta furia.
Czy Nana naprawdę stanie jutro przed ołtarzem u boku Kubilaya?
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Emanet. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Emanet 546. Bölüm i Emanet 547. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.















