Miłość i nadzieja odc. 309: Sila oskarżona o próbę zabójstwa!

Sila jest w szoku.

„Miłość i nadzieja” – odcinek 309 – szczegółowe streszczenie

W ogrodzie, gdzie światło poranka przesącza się przez liście starego drzewa, Sila klęczy przy rabacie, zanurzając dłonie w miękkim, wilgotnym podłożu. Otacza ją zieleń w pełnym rozkwicie — krzewy przycięte z chirurgiczną precyzją, kwiaty o płatkach jak aksamit, a w oddali szemrze niewielki staw, odbijając błękit nieba. Jej ruchy są skupione, niemal rytualne, jakby próbowała zakopać w ziemi nie tylko cebulki, ale i własne myśli.

Z drewnianego tarasu, który łączy dom z ogrodem, schodzi Levent. Jego sylwetka, wyprostowana i napięta, rzuca długi cień na taras. Zatrzymuje się tuż obok niej.

— Musimy porozmawiać — mówi cicho, ale stanowczo.

Sila podnosi wzrok, ale nie odpowiada od razu. Kamera przesuwa się ku balkonowi na piętrze, gdzie stoi Acelya. Otulona wzorzystym szalem, opiera dłonie o balustradę ozdobioną skrzynkami pełnymi różowych i czerwonych kwiatów. Jej spojrzenie jest czujne, niemal badawcze.

— Czy naprawdę rozstanie się z Silą? — szepcze do siebie, nie odrywając wzroku od sceny poniżej.

Sila odkłada łopatkę, strząsa piach z dłoni, które drżą lekko, i powoli wstaje. Staje naprzeciw Leventa, tak blisko, że mogłaby policzyć wszystkie linie zmęczenia na jego twarzy.

— Czy chcesz się wydostać z tego miejsca? — pyta doktor, głosem, który brzmi jak echo decyzji już podjętej.

— O czym mówisz, Levencie? Jakie wydostanie się?

— Mam na myśli wyjazd do Amsterdamu. Dostałem ofertę pracy w tamtejszej klinice. Zostawimy wszystko i wszystkich za sobą.

Sila milczy. Wiatr porusza jej włosy, a w tle słychać szelest liści i cichy plusk wody z pobliskiego oczka.

— Ale ja…

— Kuzey nie odstępuje cię na krok. Próbuję udawać, że tego nie widzę, ale on okazuje ci miłość przy każdej okazji. Kuzey cię kocha, Sila. Nie obchodzi go Bahar.

— Źle to zrozumiałeś…

— Nie, to ty źle rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć. Wszyscy wiedzą, że Kuzey jest tobą zainteresowany, a ja nie mogę już tego znieść.

— Levencie, Kuzey jest mężem mojej siostry. To nie tak, jak myślisz.

— Nie chcę, żeby ktokolwiek kiedykolwiek rzucał cień na nasze małżeństwo. Dlatego nie zostawajmy tu dłużej, wyjedźmy do Amsterdamu. Wyruszmy natychmiast, już jutro, nie mówiąc nikomu. Pomyśl o szczęściu Bahar, nie o swoim.

Na balkonie Acelya nadal obserwuje scenę. Nie słyszy słów, ale widzi wszystko — napięcie w ramionach Leventa, drżenie ust Sili, ich spojrzenia, które nie potrafią się spotkać.

— Oboje są spięci — mówi do siebie, głosem pełnym przekonania. — To oznacza, że rzeczywiście się rozstaną.

***

W sypialni, gdzie miękkie światło poranka sączy się przez rzymskie rolety, Bahar stoi nieruchomo przy łóżku. Na granatowej narzucie leży starannie ułożony stos ubrań — biel, granat, odrobina błękitu, wszystko złożone z niemal przesadną precyzją. Pokój pachnie świeżością tkanin i lekkim aromatem czerwonej świecy, która tli się na nocnym stoliku. Bahar zaciska palce na brzegu narzuty.

— Yildiz! — jej głos rozdziera ciszę jak nóż aksamit.

Zamiast pokojówki, w drzwiach pojawia się Acelya. Jej sylwetka, owinięta wzorzystym szalem, wydaje się większa niż zwykle — jakby gniew nadawał jej dodatkowej objętości.

— Zrobiłaś to, prawda? — mówi, nie czekając na powitanie. Jej ton nie pozostawia miejsca na wątpliwości. — Próbowałaś mnie zabić!

Bahar odwraca się powoli, z twarzą wyćwiczoną w niewinności.

— O czym ty mówisz?

— Nie rozmówiłam się z tobą na dole. Powiedz mi tutaj, jaki masz ze mną problem.

— Idź i zajmij się sobą. Jaki mam mieć z tobą problem?

Acelya podchodzi bliżej, jej dłoń zaciska się na ramieniu Bahar z siłą, która wywołuje drżenie materiału sukienki.

— Chciałaś mnie zabić, bo jesteś zazdrosna o swojego męża, tak?

— Co ty bredzisz? Po co miałabym coś takiego robić? Nic takiego nie zrobiłam.

— Więc co? Sila to zrobiła?

— Nie mówię, że ktoś zrobił to celowo. Orzechy mogły się znaleźć w lazanii zupełnie przypadkowo.

— Przypadkowo, tak? Dlaczego więc adrenalina zniknęła z mojej torebki? Ktoś zabrał moje strzykawki i ampułkę. Powiedz mi natychmiast, kto to zrobił!

— O mój Boże, naprawdę jesteś szalona… Skąd miałabym to wiedzieć?

W tym momencie drzwi się otwierają. Wchodzi Yildiz, niepewna, z lekko pochyloną sylwetką. Bahar, nie tracąc ani chwili, jednym ruchem zrzuca ubrania z łóżka, które opadają u stóp pokojówki jak oskarżenie.

— Dlaczego tego nie uprasowałaś?! — jej głos znów nabiera ostrości.

— Wczoraj wszystko uprasowałam — odpowiada Yildiz, głosem cichym, ale stanowczym.

— Nie kłóć się ze mną! Wyprasuj jeszcze raz!

Do pokoju wchodzi Naciye. Jej obecność działa jak chłodny kompres na rozgrzaną scenę.

— Bahar, dlaczego krzyczysz? Hulya jest chora, śpi na górze — mówi, tonem pełnym matczynej surowości.

— Yildiz nie wyprasowała ubrań — odpowiada Bahar, nie odrywając wzroku od pokojówki, jakby chciała ją spalić samym spojrzeniem.

— Wyprasowałam wszystkie, przysięgam.

— Dobrze, Yildiz, wyprasuj raz jeszcze. A ty — Naciye kieruje spojrzenie na Bahar, chłodne jak marmur — uspokój się i nie krzycz więcej.

W pokoju zapada cisza. Tylko cichy szelest materiałów i oddechy kobiet wypełniają przestrzeń, w której napięcie wisi jak ciężka zasłona.

***

Pokój gościnny, w którym tymczasowo ulokowano Acelyę, tonie w półmroku. Światło sączy się przez zasłony, odbijając się od lustrzanych drzwi szafy, w których widać jej odbicie — smukła sylwetka w czarnej sukience na tle chłodnych, szarych ścian. Dwa czerwone obrazy wiszące na ścianie zdają się pulsować napięciem, jakby wyczuwały emocje kobiety. Acelya sięga po telefon, jej palce drżą lekko, choć twarz pozostaje niewzruszona.

— Rozmawiałeś z Silą? Rozstaliście się? — pyta, głosem, który próbuje brzmieć obojętnie.

— Rozmawiałem. Była w szoku, ale rozstaniemy się, nie martw się — odpowiada Levent. Jego głos brzmi jak z oddali, jakby dochodził z innego świata. — Jestem w ogrodzie. Możemy gdzieś pojechać i spędzić ten wieczór razem.

— Dobrze, już idę.

Rozłącza się. Przez chwilę stoi nieruchomo, patrząc na własne odbicie. Potem wychodzi z pokoju, a jej kroki odbijają się echem w pustym korytarzu.

W tym samym czasie, zza uchylonych drzwi sypialni Kuzeya i Bahar, dobiega ściszony głos Cavidan. Pokój tonie w ciepłych barwach — różowy dywan, kremowe ściany, lampka na nocnym stoliku rzuca złote światło na twarz Bahar, która siedzi na brzegu łóżka, z palcami zaciśniętymi na krawędzi narzuty.

— Bahar, co robisz? Dlaczego wyładowałaś złość na Yildiz?

— Nie widzisz Kuzeya, mamo? On cały czas poluje na Silę.

— Nie przejmuj się. Levent i Sila wyjeżdżają.

— Jak to? Dokąd? — W głos Bahar wkrada się nagłe ożywienie, jakby ktoś zapalił w niej iskrę.

— Do Amsterdamu. Levent otrzymał ofertę pracy w tamtejszej klinice. Jutro on i Sila wyjeżdżają.

— Jesteś pewna?

— Tak, słyszałam na własne uszy. Nikomu o tym nie powiedzą. Po prostu uciekną i nie wrócą.

Kamera zatrzymuje się na twarzy Bahar. Jej usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, a oczy błyszczą triumfem. W tym uśmiechu nie ma ulgi — jest wyrachowanie.

Zgoła inaczej reaguje Acelya. Stojąc w korytarzu, słyszy każde słowo. Jej twarz tężeje, spojrzenie ciemnieje. Wściekłość narasta w niej jak burza — nie na Silę, nie na Bahar, lecz na siebie. Znowu dała się zwieść Leventowi. Znowu uwierzyła w jego słowa, w jego obietnice. Ale tym razem nie zamierza milczeć.

Wraca do pokoju gościnnego, siada na skraju łóżka, sięga po telefon. Tym razem nie dzwoni do Leventa. Wybiera numer policji. Jej głos jest chłodny, wyprany z emocji, jakby mówiła z wnętrza lodowej komnaty.

— Chcę złożyć skargę — mówi do słuchawki.

***

Na podwórku przed domem Kuzeya Levent chodzi nerwowo, z rękami w kieszeniach płaszcza. Jego sylwetka rzuca długi cień na bruk, a twarz zdradza napięcie, które nie daje mu spokoju. Wreszcie drzwi się otwierają. Acelya wychodzi na zewnątrz — jej czarny płaszcz opina się na talii, a wysokie skórzane buty stukają o kamienie z chłodną pewnością siebie. Jej spojrzenie jest twarde, ale usta wygięte w lekki uśmiech.

— Jesteś już gotowa, kochanie — mówi Levent, próbując nadać głosowi lekkości. — Sila była bardzo zaskoczona, ale nie sprawiała problemów. Zerwałem z nią. Teraz możemy iść świętować nasz związek.

Zanim zdąży dokończyć, jego mina rzednie. Na podwórko wchodzą dwaj policjanci — ich mundury kontrastują z ciepłym światłem dnia, a spojrzenia są chłodne i zdecydowane. Acelya nie mówi ani słowa. Jej dłoń unosi się i z rozmachem policzkuje Leventa. Echo uderzenia odbija się od kamiennych ścian.

***

Yildiz wpada jak burza do gabinetu Kuzeya. Jej twarz jest blada, a dłonie drżą.

— Przyjechała policja — mówi, głosem pełnym napięcia. — Pytają o Silę. Acelya złożyła na nią skargę. Twierdzi, że to ona próbowała ją zabić. Policjanci chcą zatrzymać Silę pod zarzutem usiłowania zabójstwa.

***

W salonie, gdzie ściany zdają się zacieśniać wokół niej, Sila chodzi od jednej do drugiej, jakby próbowała uciec od własnych myśli. Jej oddech jest urywany, a oczy pełne paniki.

— Jak to możliwe? Nic nie zrobiłam pani Acelyi — mówi, łamiącym się głosem. — Wyjaśnię im wszystko.

Rusza w stronę drzwi, ale Kuzey chwyta ją za ramię. Jego dotyk jest stanowczy, ale nie brutalny.

— Nie pozwolę im cię zabrać — mówi, patrząc jej prosto w oczy. — Wiem, że tego nie zrobiłaś.

— Co więc zrobimy?

— Nie wychodź na zewnątrz, dobrze? Ja z nimi porozmawiam. Pójdę i powiem, że nie ma cię w domu. Najpierw pozwól mi dowiedzieć się, co jest przyczyną skargi. Jeśli będzie trzeba, pojedziemy razem na posterunek.

Dotyka jej ramienia z czułością, która mówi więcej niż słowa. Potem wychodzi, zostawiając ją w ciszy, która zdaje się krzyczeć.

***

W magazynie z zimną betonową podłogą i ścianami obwieszonymi sprzętem oraz starymi meblami, Sila leży na prowizorycznym posłaniu. Kolorowa poduszka kontrastuje z surowością otoczenia. Śpi, a jej oddech jest spokojny, choć twarz zdradza zmęczenie.

Kuzey pochyla się nad nią. Jego ręka zawisa nad jej włosami, ale nie dotyka — jakby bał się zburzyć ten kruchy spokój.

— Nie mogłem tego zaakceptować — szepcze. — Nie mogłem pozwolić, żebyś spędziła choć jedną noc w areszcie.

Okrywa ją kocem. Sila budzi się, jej oczy otwierają się powoli, a ciało prostuje się w odruchu obronnym.

— Przyszedłem zobaczyć, jak sobie radzisz — mówi Kuzey. — Wiem, że nie jest tu zbyt przyjemnie, ale czy posłanie jest przynajmniej wygodne?

— Tak — odpowiada cicho. — Czas wracać do domu.

— Nie możesz, Sila. Ludzie w domu nie wiedzą, gdzie jesteś. Myślą, że jesteś zatrzymana i przebywasz na komisariacie. Daj mi trochę czasu na poznanie prawdy i znalezienie rozwiązania.

— Dobrze, ale co się stanie, jeśli domownicy dowiedzą się, że tu jestem? — pyta, z niepokojem w głosie. — Nie wydadzą mnie przecież policji.

— To nie ma znaczenia. Po prostu tu zostań. Nikomu nie ufam i ty też nie ufaj, poza mną. Chcę tylko, żebyś tu została przez jakiś czas. Nie pozwól nikomu dowiedzieć się, gdzie jesteś. Wrócę do ciebie później.

Kuzey wychodzi, a drzwi magazynu zamykają się za nim z głuchym dźwiękiem. W środku zostaje cisza, w której Sila próbuje odnaleźć choć odrobinę spokoju.

***

Cavidan siedziała na brzegu łóżka w sypialni Kuzeya i Bahar. Jej spojrzenie błądziło po pokoju, gdy tymczasem córka chodziła nerwowo tam i z powrotem, jakby nie mogła znaleźć sobie miejsca.

– Kuzey nie przyszedł do pokoju przez całą noc! – wybuchnęła w końcu Bahar, gestykulując gwałtownie. – Widziałam, jak wciąż krążył po ogrodzie… i to w takim zimnie!

Cavidan zmrużyła oczy, wyraźnie zdziwiona.

– To chyba lepiej, prawda? – odparła powoli. – Czy wolałabyś, żeby całą noc spędził na komisariacie, obok Sili?

– Mamo! – Bahar zatrzymała się nagle i spojrzała na nią z niedowierzaniem. – Ale co on tam robił? W ogrodzie, w środku nocy, w taką pogodę? Dlaczego nie pojechał za Silą?

– Skąd mam to wiedzieć, moja córko? – odpowiedziała Cavidan z westchnieniem, unosząc ramiona. – Kuzey nie zawsze mówi, co ma w głowie.

Bahar zacisnęła pięści i zaczęła przechadzać się jeszcze szybciej, jakby chciała w ten sposób wyładować swoją frustrację.

– Sila… – syknęła. – Ona przez jakiś czas zostanie w areszcie. To jedyna dobra wiadomość.

Na moment w jej głosie zabrzmiała satysfakcja, której nie potrafiła ukryć.

– A teraz, kiedy Levent dał pieniądze tej szalonej Acelyi – kontynuowała, unosząc podbródek z wyraźnym triumfem – wreszcie możemy odetchnąć.

Kąciki ust Bahar uniosły się lekko, a jej twarz rozjaśnił subtelny, pełen ulgi uśmiech.

***

Taylan odsunął firankę i spojrzał przez okno w domu Gonul. Jego twarz momentalnie spochmurniała.

– Cihan się zbliża – wyszeptał, cofając się od szyby. – Muszę natychmiast stąd zniknąć.

– Dlaczego? – Gonul uniosła brwi, zupełnie zbita z tropu. – Dlaczego nie chcesz się z nim spotkać?

– Ponieważ tak musi być – rzucił krótko, nerwowo poprawiając kołnierz marynarki.

– Powiedziałeś, że porozmawiamy o wszystkim. O prawdzie. – Jej głos drżał od napięcia.

– Porozmawiamy – obiecał, lecz nie patrzył jej w oczy. – Ale nie teraz. Jeszcze mamy czas.

– Czas? – powtórzyła z goryczą. – Taylan, co się dzieje? Nic z tego nie rozumiem!

Mężczyzna odwrócił się w jej stronę, a w jego spojrzeniu pojawił się cień desperacji.

– Gonul, posłuchaj mnie uważnie. Ten facet jest nieobliczalny. Szalony. Jeśli nie chcesz, żeby skrzywdził ciebie i Zeynep, musisz zrobić dokładnie to, co ci powiem.

– Co ty insynuujesz? – szepnęła, cofając się pół kroku.

Taylan zawahał się, ale w końcu wysyczał:

– Może popełniłem błędy. Może sprawiłem, że ty i twoja córka cierpiałyście. Ale jeśli ja jestem płomieniem, to Cihan jest miotaczem ognia. On spali was obie. Obróci w popiół.

Zanim Gonul zdążyła odpowiedzieć, Taylan gwałtownie ruszył do drzwi. Otworzył je i zniknął, pozostawiając za sobą jedynie echo swoich słów.

Kobieta zamknęła drzwi, oparła się o nie i przycisnęła dłoń do piersi. Jej serce waliło jak oszalałe.

– Co on miał na myśli? – wyszeptała sama do siebie, błądząc wzrokiem po pustym salonie.

Zrobiła kilka kroków naprzód, gdy nagle drzwi ponownie otworzyły się z hukiem.

W progu stał Cihan. Twarz miał kamienną, a w dłoni trzymał wyciągnięty pistolet. Lufa wymierzona była prosto w Gonul.

– Boże… – wydusiła, zastygając w bezruchu, gdy zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.

***

Yildiz siedziała przed monitorem, przewijając nagrania z kamery ukrytej w kuchni. Obraz był lekko ziarnisty, ale wyraźnie dostrzegła moment, w którym Bahar nachyla się nad piekarnikiem. Dziewczyna otworzyła drzwiczki, a potem z kieszeni wyjęła mały woreczek i posypała lazanię jakimś proszkiem.

Yildiz zmrużyła oczy, a serce zabiło jej szybciej. Wystarczyła chwila, by zrozumiała, co widzi.

– Orzeszki… – wyszeptała z przerażeniem. – To musiały być orzeszki ziemne.

Jej oddech przyspieszył. Przecież dobrze wiedziała, że Acelya ma na nie silną alergię. Ta świadomość uderzyła w nią jak grom z jasnego nieba. Wstała gwałtownie, krzesło zaskrzypiało i przewróciło się na podłogę.

– Kuzey! – krzyknęła, wybiegając na zewnątrz. – Kuzey, musisz to zobaczyć!

Pędziła przez podjazd, wołając jego imię raz za razem, jakby tylko on mógł powstrzymać nadchodzącą tragedię.

Wtedy usłyszała cichy trzask. Z boku, obok garażu, otworzyły się ciężkie drzwi do pomieszczenia gospodarczego.

Yildiz stanęła jak wryta.

W progu pojawiła się Sila. Jej sylwetka majaczyła w cieniu, a światło zza pleców tworzyło wokół niej dziwną poświatę.

Yildiz szeroko otworzyła oczy, a twarz pobladła. Patrzyła na nią, jakby zobaczyła ducha, który powrócił z przeszłości, aby upomnieć się o swoje miejsce.

– Sila…? – wyszeptała drżącym głosem, nie wierząc własnym oczom.

Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 236. Bölüm i Aşk ve Umut 237. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.

Podobne wpisy