„Miłość i nadzieja” – odcinek 310 – szczegółowe streszczenie
Sila i Yildiz weszły do dusznego, słabo oświetlonego pomieszczenia gospodarczego przy garażu. W powietrzu unosił się zapach detergentów i wilgoci.
– Co ty tutaj robisz? – zapytała Yildiz, unosząc brew. Ściskała pod pachą laptopa, jakby był to najcenniejszy skarb. – Wypuścili cię z komisariatu? No jasne… zrozumieli, że jesteś niewinna. Opowiadaj, jak to się stało!
Sila zawahała się, spuszczając wzrok.
– Mnie tam wcale nie było…
– Jak to cię nie było? – Yildiz zmarszczyła czoło, zdezorientowana. – Przecież widziałam, jak policjanci zabierali cię wczoraj z domu!
– Nie… – Sila pokręciła głową. – Kuzey nie pozwolił, żebym tam trafiła. Zatrzymał mnie. Powiedział, że nie odda mnie w ich ręce.
Yildiz westchnęła głęboko, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– O mój Boże… to takie romantyczne!
– Romantyczne? – Sila spojrzała na nią z goryczą. – To raczej rozpaczliwa walka. Kuzey obiecał, że znajdzie rozwiązanie, ale… to chyba nie będzie takie proste.
– A właśnie, że będzie – odparła pewnym tonem Yildiz, kładąc laptop na metalowym stoliku i otwierając go z trzaskiem.
– Co chcesz mi pokazać? – zapytała Sila, czując narastające napięcie.
– Coś, co cię uratuje. – Yildiz przesunęła palcem po gładziku, kliknęła dwukrotnie, a na ekranie pojawiło się nagranie z kamery w kuchni.
Sila pochyliła się, wstrzymując oddech. Jej serce zabiło mocniej, gdy zobaczyła Bahar otwierającą piekarnik i posypującą lazanię jakimś proszkiem.
– Nie… – wyszeptała z niedowierzaniem. – To niemożliwe…
– A jednak – odparła gorzko Yildiz. – To zmielone orzeszki ziemne. Wiedziała, że Acelya ma alergię. Zrobiła to świadomie.
Sila szeroko otworzyła oczy.
– Ale dlaczego? Jak mogła?
– Bo cię nienawidzi – powiedziała Yildiz, mrużąc oczy. – Kiedy zostałaś oskarżona, nie odezwała się ani słowem. A ja słyszałam, jak wcześniej rozmawiała z matką. Powiedziała: „Sila musi zapłacić za to, co zrobiła”.
Sila poczuła, jak ziemia usuwa jej się spod nóg. Cofnęła się o krok, jakby słowa Yildiz były ciosem.
– Nie… Bahar… moja siostra…
– Właśnie twoja siostra – przerwała jej ostro Yildiz. – Pomyśl, Sila! Jak Hulya spadła z balkonu? Wtedy nie mieliśmy dowodów, ale teraz… teraz mamy wszystko w swoich rękach. To nagranie zmieni losy całej rodziny. Musimy pokazać je Kuzeyowi.
***
Levent zajechał pod dom Kuzeya z ciszą charakterystyczną dla człowieka, który wie, czego chce. Auto cicho zgasło; wysiadł pewnym krokiem, przepuścił ręką po włosach i spojrzał w stronę ogrodu. Basen mienił się w popołudniowym słońcu, a przy jego brzegu stały Bahar i Cavidan — rozmowa toczyła się żywo, lecz ich twarze wyglądały na spięte.
Levent podszedł bez ociągania się. Jego głos był spokojny, ale ostry jak nóż.
— Gdzie jest Sila? — zapytał krótko, nie kryjąc niepokoju.
Bahar odwróciła się, zdziwiona pytaniem.
— W areszcie — odpowiedziała, jakby to była oczywistość.
Levent już zrobił krok do przodu. W jego spojrzeniu pojawiło się napięcie.
— Nie ma jej na komisariacie — powiedział, a słowa spadły na nich jak zimny deszcz. — Sprawdziłem. Nie została tam zabrana.
Cavidan zbladła, natychmiast ogarnęło ją zdumienie.
— Jak to możliwe? — wyrwało jej się. — Przecież mówili, że zatrzymali ją za próbę zabójstwa! Jak mogli ją tak szybko wypuścić?
Levent przechylił głowę. Jego spojrzenie stało się twarde.
— Nie o to chodzi — odparł powoli. — Kuzey w ogóle jej nie oddał policji. Jeżeli nie została zabrana na komisariat, to dokąd ją zabrał? — jego słowa były jak zachęta, by przyjrzeć się sytuacji jeszcze raz.
Przez chwilę przy basenie zapadła cisza: słychać było tylko delikatne chlupotanie wody i odległe szumy ogrodu. Bahar poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. W jednej chwili całe bezpieczeństwo, które wydawało się jej pewne, rozpadło się w pył.
Jej dotychczasowe spokojne rysy zastąpił paniczny impuls. Oczy rozszerzyły się, a usta zacięły — to był moment, w którym decyzje podejmuje się odruchowo. Bahar nagle wysunęła się z miejsca i ruszyła przed siebie szybkim, nieskoordynowanym krokiem, jak ktoś, kto biegnie ratować to, co może jeszcze uratować.
Cavidan zawołała za nią, ale Bahar nie czekała na dalsze słowa. Z każdym krokiem napływała do niej szorstka myśl: jeśli Kuzey zabrał Silę gdzie indziej, to teraz wszystko mogło się potoczyć w zupełnie innym kierunku — kierunku, którego nikt już nie kontrolował. Levent obserwował jej pośpiech z twarzą, w której mieszało się coś na kształt triumfu i nowej, niepokojącej determinacji.
***
Kamera wraca do ciemnego pomieszczenia gospodarczego. Yildiz nerwowo wyciąga telefon z kieszeni. Palce drżą jej na klawiaturze.
– Nie, nie rób tego – Sila wyciąga ku niej rękę. Jej głos jest błagalny. – Posłuchaj… Bahar jest chorobliwie zazdrosna o tę kobietę. Dlatego to zrobiła. Jeśli Kuzey się o tym dowie, zostawi ją na zawsze.
– I bardzo dobrze – Yildiz unosi głos, z trudem panując nad sobą. – Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak poważna jest ta sytuacja? Bahar próbowała kogoś zabić!
– Ona nie zrobiłaby tego naprawdę… – odpowiada Sila drżącym głosem, wciąż ślepo wierząc w siostrę. – Nie chciała, żeby to zaszło tak daleko. Nie myślała, że skutki będą aż tak straszne.
– Sila, proszę cię. – Yildiz wbija w nią spojrzenie pełne rozpaczy i determinacji. – Rozumiem, że bronisz własnej siostry, ale wszystko ma swoje granice. Jeśli nie powiemy o tym Kuzeyowi, to ty odpowiesz za tę zbrodnię. Trafisz do więzienia.
Sila zaciska powieki, próbując powstrzymać łzy. Po chwili lekko kiwa głową, jakby wreszcie godziła się z tym, że prawda musi wyjść na jaw. W tej samej chwili zza drzwi rozlega się wołanie Naciye:
– Yildiz, gdzie się podziewasz?!
– Zostań tutaj – szepcze Yildiz i pospiesznie wychodzi.
Gdy tylko drzwi się zamykają, pod progiem pojawia się Bahar. Staje nieruchomo, przystawia ucho i nasłuchuje, aż wreszcie bez wahania wchodzi do środka.
– Sila… byłaś tu cały czas? – pyta z dziwnie spokojnym tonem, a w jej oczach czai się cień podejrzeń. – Levent przyjechał. Szukają cię wszędzie.
– Bahar, ja… miałam ci powiedzieć…
– Dlaczego milczałaś? Dlaczego ukrywałaś to przed nami?! – jej głos nagle się zaostrza.
– Kuzey chciał, żeby nikt się nie dowiedział… – Sila spuszcza wzrok.
– Kuzey? – Bahar prycha pogardliwie. – Więc to on nam nie ufa? Myślał, że to my mamy coś na sumieniu? Że doniesiemy na własną rodzinę? – Jej spojrzenie staje się zimne jak stal. – Wstydź się, Sila. Zawiodłaś mnie.
– Nie, Bahar. To ty zawiodłaś mnie – odcina się Sila, unosząc głowę z nagłą stanowczością.
Bahar marszczy brwi, zbita z tropu. Wtedy Sila otwiera laptopa i odwraca ekran w jej stronę. Na nagraniu widać Bahar, jak ukradkiem wsypuje orzeszki do lazanii.
– To zrobiłaś ty! – krzyczy Sila, a w jej głosie miesza się ból i gniew. – Wiedziałaś, że Acelya ma alergię, a mimo to chciałaś ją skrzywdzić!
Bahar pobladła, ale w jej oczach pojawia się iskra furii.
– Gdzie to znalazłaś?! – rzuca ostro, jakby to było ważniejsze niż sam czyn.
– To bez znaczenia – Sila patrzy jej prosto w oczy. – Liczy się tylko to, że jesteś winna.
– To Yildiz! – Bahar gwałtownie zrzuca z siebie płaszcz, gotowa wybiec. – Ona mnie zdradziła! Rozliczę się z nią!
– Bahar, zatrzymaj się! – Sila chwyta ją za ramię. – To nie jej wina. Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę, że ktoś mógł umrzeć? Dlaczego to zrobiłaś? Powiedz mi prawdę.
Przez chwilę Bahar milczy, a potem w końcu cedzi przez zęby:
– Tak, byłam zazdrosna. Chciałam, żeby Acelya odeszła z tego domu. Chciałam, żeby Kuzey był tylko mój.
– Ona mogła umrzeć, Bahar! – głos Sili łamie się z rozpaczy.
Bahar nagle ujmuje dłonie siostry. Jej twarz łagodnieje, a w oczach pojawiają się łzy – teatralne, lecz przekonujące.
– Błagam cię… nie mów nic Kuzeyowi – mówi tonem pełnym desperacji. – Jeśli się dowie, rozwiedzie się ze mną. Stracę go na zawsze. Proszę, Sila…
– A ja? – Sila potrząsa głową. – Policja mnie szuka, mogę trafić do więzienia, a ty wciąż myślisz tylko o nim!
– Bo ja go kocham! – Bahar szlocha coraz głośniej, grając rolę skruszonej żony. – Tak bardzo go kocham…
W tym momencie słychać mocne pukanie do drzwi. Głos Kuzeya rozbrzmiewa stanowczo, z nutą niepokoju:
– Sila! Jesteś tam?!
Sila przez chwilę stoi w napięciu. Jej palce drżą, gdy nerwowo zamyka laptop i chowa go pod stosem pudeł. Ledwie zdąży odetchnąć, gdy drzwi gwałtownie się otwierają. W progu staje Kuzey.
— Co tu się dzieje, Bahar? — jego brwi ściągają się groźnie, a wzrok zatrzymuje na żonie. — Pukałem kilka razy, Sila. Dlaczego nie odpowiadałaś?
— Bahar dowiedziała się, że tu jestem. Rozmawiałyśmy… — tłumaczy niepewnie Sila.
Kuzey kręci głową. Jego ton staje się jeszcze bardziej stanowczy.
— To bardzo źle, Sila. Dla twojego bezpieczeństwa nikt nie powinien wiedzieć, że się tu ukrywasz.
— Co? Nawet mi nie ufasz? — wybucha Bahar, a jej głos drży od oburzenia. — Przecież to moja siostra!
— Nie ufam już nikomu — odpowiada twardo Kuzey. Jego oczy błyszczą gniewem.
Nagle drzwi otwierają się ponownie. Do środka wchodzi Cavidan z Leventem.
— Sila?! — Matka aż chwyta się za serce, oczywiście teatralnie. Jej twarz zalewa ulga i niedowierzanie. — Cały czas tu byłaś? Martwiliśmy się jak nigdy dotąd. Dzięki Bogu, że jesteś cała.
Levent natychmiast podbiega do narzeczonej i mocno ją obejmuje.
— Szukałem cię na komisariacie, a gdy dowiedziałem się, że cię tam nie ma, serce stanęło mi w gardle. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś tutaj?
Kuzey przecina ich spojrzenia ostrym tonem:
— To była moja decyzja. Nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział, gdzie Sila się ukrywa, dopóki jej niewinność nie zostanie udowodniona. — Podchodzi do niej i chwyta ją za rękę. — Chodź, Sila. Skoro wszyscy już się dowiedzieli, nie możesz tu dłużej zostać.
— Co ty mówisz? — Levent marszczy czoło, oburzony. — Kim są „wszyscy”? Ja, jej narzeczony? Jej matka i siostra? Masz zamiar ukrywać Silę nawet przed nami?
— Nie gadaj tyle — syczy Kuzey, mierząc go chłodnym spojrzeniem. — Jeśli chodzi o Silę, nie ufam nikomu. Zrozumiałeś?
— A ja ci powiem jasno: Sila jest moją narzeczoną i zostaje przy mnie! — Levent chwyta ją mocno za dłoń i odciąga na swoją stronę.
Sila, rozdarta między nimi, unosi głos.
— Dość! Przestańcie się kłócić! — Jej oczy błyszczą od łez. — To moja wina. Ja dodałam orzeszki do jedzenia. Pokłóciłam się z Acelyą, zrobiłam to w gniewie… Nie wiedziałam, że jej alergia jest aż tak groźna.
Kuzey patrzy na nią z niedowierzaniem.
— Myślisz, że dam się nabrać na takie kłamstwo?
— To prawda. — Sila nie cofa spojrzenia, choć głos jej drży. — Pani Acelya trafiła do szpitala przeze mnie. Powiem wszystko policji. Nie chcę, żebyście się o mnie kłócili.
Napięcie w powietrzu sięga zenitu. Kuzey nagle wyładowuje gniew, uderzając pięścią w karton stojący obok. Pudełko rozsuwa się i spod sterty wyłania się laptop. Mężczyzna natychmiast go chwyta, otwiera klapę i uruchamia urządzenie.
Bahar blada jak ściana patrzy na to z przerażeniem. Wie, że w środku czeka nagranie, które ją pogrąży. Serce bije jej jak szalone. I wtedy — jakby na zawołanie — jej ciało osuwa się na podłogę. Mdleje teatralnie, uciekając przed nieuniknionym.
***
Ege przyprowadził Melis do szpitala na rutynowe badanie kontrolne. Gdy dziewczyna udała się do gabinetu, on został na korytarzu, gdzie wśród białych ścian i zapachu środków dezynfekujących zauważył znajomą sylwetkę.
– Zeynep? – podszedł do niej szybko, zaskoczony, ale też wyraźnie poruszony. – Co tutaj robisz? – zapytał, siadając na plastikowym krzesełku obok niej. – Melis mówiła, że potrzebujesz recepty czy czegoś podobnego.
Zeynep poprawiła włosy, jakby chciała ukryć lekkie zmieszanie.
– Ja… trochę się przeziębiłam – odpowiedziała cicho. – Poprosiłam lekarza, żeby mnie zbadał.
Ege roześmiał się pod nosem, próbując rozładować napięcie.
– W tym domu nie da się nie przeziębić – rzucił żartobliwie.
Dziewczyna uniosła wzrok i uśmiechnęła się promiennie. Jej uśmiech rozświetlił szary korytarz, a Ege poczuł, jak coś ściska go w środku.
– Brakowało mi tego – wyszeptał, wpatrując się w nią.
– Czego? – spytała zdezorientowana.
– Twojego uśmiechu. – W jego głosie zabrzmiała szczerość, która sprawiła, że Zeynep poczerwieniała na policzkach.
Spuściła głowę, próbując ukryć zawstydzenie. Zapadła krępująca cisza, którą przerwał dopiero szybki stuk obcasów. Do korytarza weszła pielęgniarka z kartą w ręku.
– Pani Zeynep, zapraszam do sali – powiedziała rzeczowo, wskazując drzwi. – Za chwilę pobiorę pani krew.
– Oczywiście – odparła dziewczyna i bez wahania podniosła się z krzesła, kierując się do wskazanego pomieszczenia.
Ege odprowadzał ją wzrokiem, aż w końcu zmarszczył brwi, mówiąc do siebie półgłosem:
– Krew? Od kiedy przy przeziębieniu pobiera się krew?
***
Pół godziny później Ege i Melis wyszli z gabinetu lekarskiego. Ege trzymał w dłoni kartkę z wynikami, które właśnie odebrali.
– Widzisz? Wszystko jest w porządku – powiedział z wyraźną ulgą.
– Tak, dzięki Bogu – przytaknęła Melis, a w jej oczach pojawił się błysk satysfakcji.
– Skoro już tu jesteśmy, zróbmy jeszcze badanie krwi – zaproponował Ege, kierując wzrok w stronę laboratorium, do którego wcześniej weszła Zeynep. – Lekarz o to prosił.
Melis, podążając za jego spojrzeniem, uniosła brew.
– Widziałeś Zeynep? – zapytała z udawaną obojętnością. – Co dokładnie jej dolega?
– Powiedziała, że się przeziębiła – odparł krótko Ege.
– I porozmawialiście trochę? – dodała tonem, który zabrzmiał jakby mimochodem, choć w rzeczywistości pytanie było celowe. – Jak jej się układa z Cihanem?
Na twarzy Egego natychmiast pojawił się cień irytacji, a szczęka lekko mu się zacisnęła.
– Skąd mam to wiedzieć, Melis? – rzucił ostrzej, niż zamierzał.
Melis jednak ani na moment nie straciła swojego słodkiego uśmiechu. Oparła się wygodnie o ścianę, jakby chciała jeszcze bardziej go sprowokować.
– Nie wiem… zawsze są razem – zaczęła, przeciągając sylaby. – Rozmawiałam z nią wczoraj. Zapytałam, czy coś jest między nią a Cihanem i co do niego czuje. Odpowiedziała wymijająco, ale… ja wiem swoje. – Westchnęła teatralnie, a w jej głosie pobrzmiewała pewność siebie. – Nie wiem, jak daleko to zaszło, ale zdecydowanie coś się dzieje. Pasują do siebie… są jak dwie połówki tego samego jabłka. Widać, że ta relacja się rozwinie. Jestem tego pewna.
Ege poczuł, jak w skroni zaczyna mu pulsować żyłka. Słowa Melis brzmiały jak kolejne ukłucia szpilką, każde głębsze od poprzedniego.
– Dobrze, Melis. Zaczekaj tutaj – powiedział chłodno, siląc się na opanowanie. – Zapiszę cię na badanie krwi.
Odwrócił się i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę rejestracji, a Melis usiadła wygodnie na plastikowym krześle. Na jej ustach pojawił się triumfalny uśmiech. Wszystko przebiegało dokładnie tak, jak zaplanowała.
***
Kiedy drzwi laboratorium uchylają się i wychodzi z nich pielęgniarka w białym fartuchu, Ege natychmiast podchodzi do niej, zatrzymując ją lekko drżącą ręką.
– Przepraszam… – zaczyna, nerwowo przełykając ślinę. – Czy mogę o coś zapytać? W środku była przed chwilą pani Zeynep, miała mieć pobraną krew.
Kobieta rzuca krótkie spojrzenie na dokumenty w teczce, po czym unosi wzrok.
– Pani Zeynep… zgadza się. – Marszczy brwi z lekkim zainteresowaniem. – A pan jest jej mężem?
Ege zastyga, kompletnie zaskoczony pytaniem.
– Ja… cóż, właściwie… – jąka się, nie wiedząc, jak odpowiedzieć.
– Ach, rozumiem – przerywa mu pielęgniarka z pobłażliwym uśmiechem. – To normalne, że przyszły ojciec jest zdenerwowany. Mam nadzieję, że test ciążowy da pozytywny wynik.
Zanim Ege zdąży wydobyć z siebie choćby słowo, pielęgniarka oddala się szybkim krokiem, zostawiając go osłupiałego na korytarzu.
Mężczyzna stoi jak rażony piorunem.
– Test… ciążowy? – powtarza szeptem, a jego twarz blednie. Nagle chwyta się za głowę, jakby chciał w ten sposób zatrzymać kłębiące się myśli. – Jak to możliwe? Zeynep… w ciąży?
W jego oczach pojawia się panika, zmieszana z niedowierzaniem.
– Boże… tracę rozum… – mówi półgłosem, po czym zaciska powieki. – Ale… z kim?!
I wtedy, jak grom z jasnego nieba, wracają do niego słowa Melis o bliskości Zeynep i Cihana, o tym, jak często ich razem widuje.
Ege zaciska szczęki, a na jego skroniach zaczynają pulsować żyłki.
– Nie… – syczy przez zęby. – Niech to nie będzie prawda.
Jego dłonie zaciskają się w pięści tak mocno, że bieleją mu knykcie.
– Tylko tego brakowało! – wybucha szeptem pełnym furii. – Jeśli to Cihan… przysięgam, nie daruję mu tego!
***
Gonul poruszyła się cicho. Serce łomotało jej w piersi jak szybko bijący bęben. Kiedy Seda na chwilę odwróciła głowę, kobieta przechyliła się i zręcznym ruchem wyjęła z torebki leżący luźno dokument — dowód osobisty. Schowała się pod cienkim murem, przykucnęła na zimnej ławce i otworzyła dokument, trzymając go oburącz, jakby to była gorąca tafla szkła.
Zdjęcie patrzyło na nią z kamienną obojętnością. „Seda Bilen” — przeczytała na głos, a słowa zabrzmiały w uszach jak wyrok. W dłoniach dokument nagle stał się cięższy.
— Więc naprawdę nie ma na imię Ceylan — wymamrotała, a głos jej drżał. — Taylan miał rację. Dlaczego ona to ukrywa? Dlaczego kłamie?
Zimne powietrze kąsało jej policzki. Ręce zaczęły jej lekko drżeć, nie tylko z zimna. W kieszeni rozległ się dźwięk telefonu — Taylan. Gonul wahała się sekundę, potem odebrała, próbując uspokoić oddech.
— I co? — rzucił głos w słuchawce, surowy i bez ogródek. — Miałem rację?
— Tak — wyznała Gonul, ledwie słyszalnie. — Ona naprawdę nazywa się Seda, nie Ceylan.
Po drugiej stronie rozległo się krótkie, znaczące westchnięcie.
— Mówiłem ci. Ta dziewczyna i ten Cihan… coś tu nie pasuje. Trzymają się za bardzo blisko. — Głos Taylana był zimny jak lód. — Musisz być ostrożna.
Gonul poczuła, jak w gardle robi jej się sucho.
— Powinnam to powiedzieć Feraye — wyrwało jej się. — Mieszka w jej domu. A co jeśli zrobią jej krzywdę?
— Nie mów nikomu — Taylan przerwał jej stanowczo. — Jeśli teraz zaczniesz rozdmuchiwać sprawę, możesz ich narazić. Cihan nie jest człowiekiem, który zostawia sprawy przypadkowi. Nie rób nic na własną rękę, dopóki nie ustalimy, co się naprawdę dzieje.
Gonul milczała, słowa Taylana brzmiały w jej uszach jak ostrzeżenie i jak nakaz. Na ławce dokument błyszczał w świetle latarni, a jej palce mimowolnie ściskały krawędzie papieru.
— Gdzie jesteś? — dopytała.
— Przy twoim domu — odpowiedział chłodno. — Jest lodowato, marznę.
— Dobrze — powiedziała Gonul. — Przy drzwiach masz wielką donicę z kwiatami. Klucz jest pod nią. Podnieś go i wejdź do środka. Ja zaraz będę.
Kobieta rozłączyła się. Została sama z dokumentem i z narastającym poczuciem, że przekroczyła cienką linię między pomocą a inwigilacją. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w dowód, jakby obraz i litery mogły nagle zmienić znaczenie.
Wszystko wokół zdawało się głośniejsze — wiatr świszczał między drzewami, kroki przechodniów odbijały się echem od muru. Gonul wsunęła dowód do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wstała powoli. Jej dłonie nadal drżały, ale teraz już z innego powodu: wiedziała, że pozwoliła, by ktoś inny zaczął decydować o tym, co powinna teraz robić.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Aşk ve Umut. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Aşk ve Umut 237. Bölüm i Aşk ve Umut 238. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.










