„Wichrowe Wzgórze” – Odcinek 294: Streszczenie
Zeynep wyszła z domu Ayşe jak człowiek wyrwany ze snu — oszołomiona, niepewna. Drzwi zatrzasnęły się za nią z głuchym echem; przez chwilę stała nieruchomo na ganku, wpatrzona w gęstą noc. Deszcz padał nieprzerwanie, ciężki i zimny, jakby niebo samo pogrążało się w żałobie. Krople biły o dachy i liście, tworząc wilgotną, monotonną melodię.
W cieniu drzew, na skraju blasku latarni, stał Halil. Czarny płaszcz przylgnął do jego sylwetki, nasiąkając deszczem; włosy przyklejały mu się do czoła, a oczy błyszczały w ciemności jak dwa rozpalone węgielki. Stał nieruchomo, jak posąg wyrzeźbiony z woli i bólu — cichy, ale nieugięty.
Zeynep spojrzała na niego ze splecionymi w oczach gniewem i żalem. Beżowy płaszcz nie potrafił osłonić jej od tego, co czuła; długie włosy spływały wilgotnymi pasmami na ramiona. W jej spojrzeniu była burza — nie ta nad nimi, lecz wewnętrzna, o wiele groźniejsza.
— Jesteś szalony — pomyślała, lecz w głębi serca wiedziała, że i ona go w jakimś sensie sprowokowała.
Każdy krok, który zrobiła ku niemu, był ciężki i naznaczony wysiłkiem. Deszcz rozpraszał świat, a krople na ich twarzach mieszały się tak, że trudno było odróżnić łzę od wody. Gdy stanęli twarzą w twarz, dzieliła ich niewielka odległość — teraz czuła jego ciepło na skórze, zapach wilgoci i płaszcza.
— Dlaczego nie odejdziesz? — wyrwało się z niej, a słowom towarzyszyła rozpacz. — Dlaczego komplikujesz wszystko?
Halil odpowiedział cicho, lecz z niezachwianą stanowczością:
— Nie odejdę bez ciebie.
— Nie chcę cię, Halilu! — krzyknęła, jakby chciała, by noc usłyszała jej słowa. — Odejdź. Już wystarczy.
— Nie wystarczy — odparł. — Będę tu stać, dopóki nie wrócisz. Albo wrócisz, albo umrę tutaj, czekając.
— Jesteś obłąkany! — wyrzuciła z siebie.
— Tak — przyznał, a głos mu zadrżał. — Może oszalałem z miłości.
Zeynep zadrżała od tych słów. W jej ustach coś pękło i ścisnęło się jednocześnie.
— To koniec, Halilu. Nasza historia się skończyła. Dla ciebie jestem nikim. Nie zbliżaj się.
Próbowała odejść, lecz jego ręce błyskawicznie ją pochwyciły. Przyciągnął ją do siebie gwałtownie; mokre płaszcze skleiły się ze sobą. Na chwilę świat się zatrzymał — deszcz, wiatr, oddychanie.
— Nie możesz odejść — szeptał, tak blisko, że czuła jego oddech; w jego słowach było błaganie i rozkaz zarazem. — Beze mnie nie potrafisz oddychać. Jesteś moją żoną. Wróćmy — proszę.
Oderwała się gwałtownie, cofając się o krok, jak oparzona.
— Od teraz będę o siebie dbać sama — powiedziała twardo. — Nie wrócę. Nie chcę cię tu widzieć, gdy rano się obudzę. Nigdy.
Jej głos był lodowaty, lecz drżała w nim resztka bólu. Odwróciła się i ruszyła z powrotem ku drzwiom domu Ayşe, krocząc zdecydowanie, choć każdy krok kosztował ją wiele.
Halil patrzył za nią. W jego głosie, wypowiedzianym już tylko do siebie, zabrzmiała nieugięta obietnica:
— Nawet jeśli świat się zawali i ziemia mnie pochłonie, nie odejdę. Umrę, ale cię nie zostawię.
Stał tam jeszcze przez chwilę, mokry i samotny, a deszcz zdawał się szeptać mu na uszy jedynie jedno — że miłość potrafi udźwignąć najcięższe ciężary, ale czasem kosztuje to wszystko.
***
Poranek był zbyt spokojny, aż niepokojąco. Zeynep, wciąż rozkołysana resztkami snu, podeszła do okna jak do lustra, w którym szukała dowodu, że nocne koszmary już minęły. Halila nie było. Tylko mokre liście drżały pod podmuchami wiatru, a blade niebo zdawało się obiecywać chwilę wytchnienia. Dziewczyna odetchnęła głęboko, czując, jak z serca na moment spada ciężar.
W kuchni zaparzyła herbatę — mocną, cierpką, o smaku goryczy, który towarzyszył jej rozmowom z Ayşe. Usiadły razem na sedirze. Gorące filiżanki rozgrzewały ich dłonie, ale nie potrafiły stopić chłodu, który tkwił w duszach.
— Mężczyzna, który kocha tak mocno, nie potrafi trzymać się z daleka od ukochanej — powiedziała Ayşe spokojnie, lecz z przekonaniem. — Niedługo tu wróci, zobaczysz.
Słowa te zabrzmiały jak przepowiednia. Bo w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi — krótkie, ostre, bardziej jak rozkaz niż prośba. Zeynep, nie przeczuwając zagrożenia, uchyliła drzwi.
Do środka wtargnął obcy. Łysy, o twarzy pooranej życiem, z gęstym zarostem, który nadawał mu wygląd drapieżnika. Jego zimne oczy błyszczały groźnie, a pistolet w dłoni wyglądał, jakby wyrósł z jego ciała.
Zeynep cofnęła się gwałtownie, czując jak lodowaty strach oplata jej gardło.
— Ty… ty jesteś tym zbiegiem…
Mężczyzna milczał. To milczenie było cięższe niż najgłośniejsza groźba. Wskazał lufą schody. Zeynep, nie mając wyboru, ruszyła na górę, a każdy krok dudnił jak werbel zwiastujący katastrofę. Ayşe, która czekała w pokoju, nawet nie podejrzewała, że za chwilę zmierzy się z bezlitosnym intruzem.
— Róbcie, co mówię, a nic wam się nie stanie — syknął. — Przez jakiś czas będę waszym gościem. Jestem głodny. Dajcie mi coś do jedzenia.
Ale prawdziwy głód krył się w jego oczach. Zatrzymał spojrzenie na złotych bransoletkach Ayşe. Zbliżył się, wyciągając rękę, ale seniorka cofnęła się z godnością, kryjąc nadgarstek za plecami.
— Nie oddam! — wyrzuciła z siebie twardo, a w jej głosie pobrzmiewała siła, której nikt się po niej nie spodziewał. — To dar od mojego syna.
Napastnik warknął, chwycił ją brutalnie za ramię. Rozpętała się szarpanina. Zeynep, choć serce miała w gardle, zebrała w sobie całą odwagę, porwała z podłogi polano i zamachnęła się. Cios uderzył w bark mężczyzny, lecz nie był wystarczająco mocny. Obrócił się wściekły, a pistolet wycelował prosto w jej twarz.
— Zabiję cię! — syknął, a jego palec zacisnął się na spuście.
I wtedy, niczym cień, pojawił się Halil. Wdarł się do pokoju, szybki, cichy, niepowstrzymany. Jednym ruchem wyrwał broń z dłoni napastnika, kolejnym powalił go na ziemię. Seria precyzyjnych uderzeń pozbawiła bandytę przytomności.
Zeynep z krzykiem rzuciła się w ramiona męża. Deszcz, strach, gniew — wszystko zniknęło. Było tylko ich ciepło, ich drżący oddech.
— Teraz już dobrze… — wyszeptała, wtulając twarz w jego pierś.
Ale los nie zamierzał odpuścić. Na podłodze, niemal niezauważalny, intruz powoli podnosił się, pełznąc w stronę drzwi jak ranione zwierzę. Cichy, uporczywy, jak cień, którego nie można się pozbyć.
***
Na farmie niespodziewanie pojawia się Metin — mężczyzna o zmęczonej twarzy i spojrzeniu, w którym widać ciężar przeżytych lat. To on kilka miesięcy wcześniej przyszedł z drewnianym brelokiem w kształcie małego domku, twierdząc, że należał do ojca Halila.
Arzu otwiera drzwi, mierząc przybysza ostrożnym spojrzeniem.
— Dzień dobry. Szuka pan kogoś? — pyta, nie kryjąc lekkiego zaniepokojenia.
— Szukam pana Halila — odpowiada mężczyzna niskim, chropowatym głosem.
Arzu marszczy brwi.
— Pana Halila nie ma teraz w domu. Ostatnio jest bardzo zajęty i trudno go zastać. Kim pan właściwie jest?
Na ustach nieznajomego pojawia się cień smutnego uśmiechu.
— Nazywam się Metin. Siedziałem w jednej celi z jego ojcem. Zna mnie. Chciałem tylko przekazać mu swój numer telefonu. Niech zadzwoni, kiedy będzie mógł.
Mężczyzna szybko zapisuje numer na kartce, wręcza ją dziewczynie i odchodzi. Gdy drzwi zamykają się za nim, w korytarzu pojawia się Songül.
— Kim był ten człowiek, Arzu? — pyta chłodno, z cieniem podejrzliwości w głosie.
— Powiedział, że jest przyjacielem taty pana Halila… z więzienia — odpowiada ostrożnie dziewczyna.
Słowo „więzienie” uderza Songül niczym zimny podmuch. Na jej karku pojawia się gęsia skórka.
— Z więzienia? — powtarza w myślach, czując, jak narasta w niej niepokój. — Co jeśli wie wszystko? Jeśli powie Halilowi o przeszłości? Dlaczego wrócił właśnie teraz, po tylu latach?
Arzu dodaje nieśmiało:
— Zostawił panu Halilowi swój numer, żeby oddzwonił.
Songül milczy przez chwilę, po czym odzyskuje chłodną kontrolę.
— Dobrze. Daj mi ten numer. Najpierw sprawdzimy, kim on naprawdę jest. Może być oszustem. I nie mów nic Halilowi. Sama mu o tym powiem.
Arzu skinieniem głowy potwierdza i odchodzi, a Songül zostaje sama w korytarzu. Przełyka ślinę, czując ciężar nowych zmartwień. Jeszcze jeden sekret, jeszcze jedno zagrożenie, które musiała powstrzymać, zanim zdąży zburzyć świat, który tak rozpaczliwie próbowała chronić.
Powyższy tekst stanowi autorskie streszczenie i interpretację wydarzeń z serialu Rüzgarlı Tepe. Inspiracją do jego stworzenia były filmy Rüzgarlı Tepe 173. Bölüm i Rüzgarlı Tepe 174. Bölüm dostępne na oficjalnym kanale serialu w serwisie YouTube. W artykule zamieszczono również zrzuty ekranu pochodzące z tych odcinków, które zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych i ilustracyjnych. Wszystkie prawa do postaci, fabuły i materiału źródłowego należą do ich prawowitych właścicieli.















