Odcinek 117 – streszczenie: Akcja odcinka rozpoczyna się na terenie posiadłości Ihsanlich. Abidin udaje się do ogrodu, gdzie czeka na niego Suna. „Ferit będzie chciał pojechać do Antep, skoro nie zastał tutaj Seyran” – stwierdza dziewczyna. – „Nie pozwól mu na to. Seyran tam jest. Jeśli zobaczą ich razem, to zabiją Ferita. Proszę, zatrzymaj go”. „Co tu robisz?” – pyta Abidin, ignorując słowa ukochanej. – „Co to wszystko ma znaczyć?”. „Nie czas na tę rozmowę. Proszę, zrób to, co ci powiedziałam”. „Najpierw powiedz mi, co tutaj robisz. Proszę, powiedz”. „Ja…” – Suna milknie na dłuższą chwilę. – „Wyszłam za mąż”.
Słowa Suny spadają na Abidina jak grom z jasnego nieba. Mężczyzna jest wstrząśnięty. Po jego policzku spływa łza. „Co powiedziałaś?” – dopytuje, mając nadzieję, że tylko się przesłyszał. „Słyszałeś. Nie rozmawiałeś ze mną ani się nie widzieliśmy, dobrze? To się nie stało.” – Dziewczyna chce odejść, ale ukochany jej na to nie pozwala. „To nie może być prawda? Co się stało? Czym cię zmusili? Czy cię bili? Grozili ci? Co zrobili, że się zgodziłaś?”. „Nic nie zrobili, nic mi nie jest. Nie pozwólmy, by ktoś nas zobaczył. Szybko, idź już”.
„Tak łatwo powiedzieć ci, żebym odszedł?” – pyta Abidin, nie dowierzając. – „Czy to wszystko nic dla ciebie nie znaczyło? Zupełnie nic?”. Suna odchodzi do domu. Mężczyzna nie widzi na jej twarzy ogromnego, wyrażającego rozpacz bólu. Kamera przenosi się w miejsce rozmowy Safeta-agi i Halisa. „To dziecko” – mówi ten drugi, mając na myśli swojego wnuka, którego ojciec właśnie wprowadził do samochodu. – „Choć jego ciało urosło, nadal jest dzieckiem. Krew w jego żyłach płynie szaleńczo, ale go powstrzymam”.
„Dobrze powiedziałeś” – chwali Saffet-aga. – „Jego krew to także twoja krew, prawda? Chcę, żebyś usłyszał to ode mnie. Już niedługo ożenię się z panią Hattuc. Nie włamiesz się do mojego domu jak twój wnuk, prawda?”. Halisa ogarnia wściekłość. Orhan w porę zauważa to i podbiega do ojca, żeby go uspokoić. „Saffecie, dziękuj Bogu, że jestem w twoim domu” – mówi nestor rodziny Korhan. – „Zrób to, co powiedziałeś przed chwilą, żebyśmy mogli obejrzeć ślubną ceremonię”. Korhanowie i ich ochroniarze wsiadają do samochodów i odjeżdżają.
Saffet-aga jest wściekły na wnuka za to, że nie upilnował swojej żony i pozwolił jej wyjść na zewnątrz, przez co zakłóciła jego rozmowę z Korhanami. Nestor każe swoim ludziom, by przetrzepali skórę Saffetowi juniorowi, co oni natychmiast czynią. Tymczasem Hattuc i Seyran są w drodze do Gaziantep. Autokar zatrzymuje się na krótki postój. Choć dziewczyna wychowała się w Gaziantep i pozornie wraca do swojego domu, jest załamana. Jeśli nie będzie obok niej ukochanego, żadne, nawet najwspanialsze miejsce nie może być jej domem. Hatice jest jej szczerze żal, ale nic nie może zrobić, by uratować ją przed niechcianym małżeństwem z Tarikiem.
Na polecenie Halisa Abidin wraz z innymi ochroniarzami zamyka Ferita w magazynie, by uniemożliwić mu zrobienie czegoś głupiego. Seyran i jej ciocia docierają do Antep. Na miejscu czeka na nie Tarik wraz ze swoją obstawą. Odwozi je do ich domu, gdzie zatrudnił już ekipę ochroniarzy, którzy dopilnują, by Seyran nie była przez nikogo niepokojona.
Ferit dobija się do drzwi magazynu, żądając, by go wypuszczono. W końcu przychodzi do niego Abidin. „Wiedziałem, że przyjdziesz mnie uratować” – mówi uradowany syn Gulgun. – „Zrobiłeś to po to, żeby dziadek niczego nie zrozumiał. Och, jaki byłem głupi. Mój lwie!” – Szczęśliwy przytula przyjaciela. – „Dalej, chodźmy stąd”. „Nie przyszedłem cię uratować, Fericie. Interesuje mnie coś innego”. „Dobrze, porozmawiamy później. Muszę znaleźć Seyran. Proszę, rozwiążmy to”.
„Nie możemy niczego rozwiązać” – oświadcza stanowczo Abidin. – „Gdzie jest Suna? Powiedz mi! W czyim jest domu? Wiedziałeś to i ukryłeś przede mną. Może udałoby się nam coś wymyślić i temu zapobiec. Dlaczego to zrobiłeś?”. „Kiedy się dowiedziałem, było już po wszystkim” – tłumaczy Ferit. – „Nic nie moglibyśmy…”. „Zapytałem się ciebie! Ile razy cię pytałem? Nie chciałem być twardy, bo cierpiałeś. Wstydziłem się zapytać. A tobie nie było wstyd, gdy ukryłeś to przede mną?”.
„Bałem się. Gdybym ci powiedział, włamałbyś się do ich domu” – stwierdza Ferit. – „Może by cię nawet zabili. Byłoby warto?”. „Byłoby! Zapytaj siebie, czy warto umrzeć za miłość! Odpowiedz! Dlaczego milczysz?”. „Abi, posłuchaj, nie byłoby warto. Twoja miłość jest warta wszystkiego, ale nie jest tak z miłością Suny. Gdyby nie chciała, nie złożyłaby podpisu pod aktem małżeństwa”. „Więc mówisz, że wyszła za mąż z własnej woli, tak?” – pyta Abidin, po czym klaszcze w ręce. – „Brawo, Fericie Korhanie. W takim razie ty też nie szukaj Seyran. Ona też dobrowolnie wyjechała do Antep, czyż nie? Z własnej woli od ciebie odeszła”.
„Co?” – dopytuje zaskoczony Ferit. – „Jest w Antep? Jesteś tego pewien?”. „Suna, którą tak gardzisz, mi to powiedziała. Powiedziała mi, że cię zabiją. Odeszła, ponieważ grozili, że cię zabiją. Co się stało? Dalej twierdzisz, że odeszła dobrowolnie? Z własnej woli wyszła za mąż?”. „Abi…” – Ferit chce objąć przyjaciela i przeprosić go. „Nie dotykaj mnie!” – Abidin cofa się i rzuca Feritowi klucze. – „Samochód czeka na zewnątrz. Wyjdź za dziesięć minut. Idź i znajdź swoją dziewczynę, ponieważ tylko ją masz w swoim życiu. Mnie też już nie masz, Fericie”.