65: Dzieci przychodzą do domu Durmusa. „Siostro Meryem, pomóż nam!” – krzyczą od progu. – „Nie mamy nikogo innego. Ukryj nas, szukają nas!”. „Kto was szuka? Co się dzieje?” – pyta dziewczyna. W tym momencie rozlega się łomotanie do drzwi. Za mleczną szybą rysuje się kobieca sylwetka. To Neriman. „Znalazła nas” – szepcze Camur. „Ukryjcie się w pokoju. Bądźcie cicho” – mówi Meryem i chwilę później otwiera drzwi. „Jestem skończona! Tekin mnie zabije!” – mówi spanikowana Neriman, przekraczając próg. – „Dzieci uciekły. Będę skończona, jeśli ich nie znajdę! Czy zadzwoniły do ciebie lub przyszły tutaj?”. „Nie, ciociu, nikt nie przychodził. Co się stało? Dlaczego dzieci uciekły?”.
„Co się miało stać? Są rozwydrzone!” – grzmi siostra Durmusa. – „Jeśli przyjdą, od razu do mnie zadzwoń”. „Dobrze, ciociu, nie martw się”. Neriman odchodzi. Akcja przenosi się do rezydencji. Melis wchodzi do salonu, gdzie Ulviye raczy się kawą. „Sama pijesz kawę? Czy nie ma Leventa?” – pyta siostra Hulyi. – „No tak, przecież jest przeziębiony. Pójdę zrobić mu zupę”. „Nie męcz się, córko” – mówi pani Metehanoglu. – „Leventa nie ma w domu, pojechał z Omerem”. „Pojechał z Omerem? Czy znowu jest z Meryem?” – pyta w myślach Melis.
Akcja wraca do domu Durmusa. Dzieci siedzą na wersalce, a Meryem chodzi po pokoju, zastanawiając się, co robić. „Najlepiej będzie, jeśli pójdziemy na policję” – postanawia w końcu. – „Wtedy nikt was nie skrzywdzi”. „Nie możemy iść na policję” – mówi Camur. – „Wiesz, że wszyscy pracowaliśmy dla Tekina. To niemożliwe”. Meryem siada w fotelu i dzwoni do przyjaciółki. „Jest coś ważnego” – oznajmia, gdy połączenie zostaje odebrane. „Co się stało?” – docieka Ayse. „Tekin…”. „Co ci znowu zrobił?”. „Nie mi, tym razem zrobił dzieciom. Tekin sprzedał dzieci”. „Co?!”. „Sprzedał je komuś innemu. Teraz mają pracować dla tego człowieka. Dzieci to usłyszały, przestraszył się i przyszły do mnie. Muszę coś zrobić”.
„Jaki ten Tekin jest zły” – mówi Ayse. – „Czy wcale nie myśli o dzieciach?”. „Nie wiem, co robić. Czy przekazać dzieci pracownikom pomocy społecznej?” – rzuca pomysł Meryem. – „Pani Ulviye ma też stowarzyszenie dla porzuconych dzieci, ale to niemożliwe”. „Dlaczego niemożliwe? Zostaw tam dzieci”. „Nie chcę mieszać w to panią Ulviye. Zaangażowany jest w to Tekin oraz ludzie gorsi od niego. Najlepiej przekaże je służbie socjalnej. Tylko w ten sposób nie będzie mógł dotrzeć do dzieci”. „Przeprowadzę badania. Nie rób niczego, dopóki nie przyjdę”. „W porządku, dziękuję. Do zobaczenia”.
Meryem odkłada telefon i mówi do dzieci: „Nie bójcie się, Ayse szuka rozwiązania”. „Neriman zawsze nas straszyła, że odda nas do opieki społecznej, jeśli nie przyniesiemy pieniędzy” – oznajmia Camur. – „Jest tam bardzo źle”. „Dlatego tam nie poszliście?”. „Neriman zawsze mówiła, że będziemy tam głodni. Powiedziała, że nikt nie będzie przejmował się nami”. „Nie bójcie się, zajmą się tam wami. Zapewnią wam wszystko, co potrzebne. Będą dla was jak rodzina. I ja będę przychodzić was odwiedzać”. „Czyli Neriman i Tekin okłamywali nas?”. „Tak, tam nie jest źle. Co powiecie? Chcecie, bym was tam zabrała?”.
Wkrótce do domu Durmusa przyjeżdżają Omer i Levent. Chłopiec wręcza siostrze bukiet kwiatów. „To Levent je kupił” – oznajmia. „Nie mogłem odmówić Omerowi” – tłumaczy nieco zmieszany brat Bahadira. Niepewnie odwraca się w stronę furtki. „Bracie Levencie, chodź i ty.” – Omer zachęca swojego opiekuna, by także wszedł do domu. Kamera przenosi się do pokoju, w którym ukrywają się dzieci. „Meryem ma rację” – oznajmia szeptem Minik. „I ja tak myślę” – potwierdza Ciszka. – „To miejsce nie wygląda tak, jak opisała je Neriman”. „Meryem nie okłamałaby nas” – dodaje Cita.
„Nie wiem. Co jeśli zaangażuje się w to policja?” – pyta Camur. – „Byłoby bardzo źle”. „Meryem nam obiecała. Powiedziała, że nic się nie stanie” – przypomina Cita. Nagle do pokoju ktoś wchodzi. Dzieci szybko chowają się za meblami, ale po chwili słyszą znajomy głos. Unoszą głowy i widzą Omera. „Czy bawicie się w chowanego?” – pyta brat Meryem. – „Bardzo za wami tęskniłem”. „Nikomu nie mów, że nas widziałeś” – prosi Camur. „Dlaczego?”. „Mamy kłopoty. Tekin nas szuka” – odpowiada Ciszka. – „Nikomu nie mów”. „W porządku, nie powiem”.
Kamera przenosi się do pokoju dziennego, w którym znajdują się Levent i Meryem. Oboje siedzą w milczeniu, od czasu do czasu zerkając na siebie dyskretnie. „Czy przyszła do rezydencji zobaczyć się ze mną?” – pyta w myślach Levent. – „Nie, nie mogę o to zapytać. Czy zachowuje się tak z powodu Melis? Nic nie może być między mną a Melis, co ja mówię?”. „Wyzdrowiał. Melis dobrze o niego zadbała” – mówi w myślach Meryem. – „Zresztą, co mnie to obchodzi? Może zapytam go, dlaczego przyjechał? Powie, że z powodu Omera. Nie przyszedł przecież mnie zobaczyć”.
„Nie mogę powiedzieć, że przyjechałem ją zobaczyć” – kontynuuje wewnętrzny monolog Levent. – „Powiedziałem nawet, że to Omer kupił kwiaty”. „Człowiek by coś powiedział. Dlaczego milczy?” – zastanawia się Meryem. „Nie wiem, co powiedzieć. Czy poprosić ją, by wróciła do rezydencji? Czy powinienem ją raz jeszcze przeprosić? Jak wytłumaczyć, że bez niej dom, w którym dorastałem, jest pusty?”. W następnej scenie Omer i Levent są w parku. „Bracie Levencie, widziałem swoich przyjaciół, wiesz?” – oznajmia chłopiec. – „Bardzo za nimi tęskniłem”. „Mówisz o zabawkach? Powinieneś zabrać je ze sobą”.
„Nie, mówię o przyjaciołach” – powtarza Omer. „Przyjaciołach? Co robili w pokoju?”. „Ukrywają się, uciekli z baraku.” – Chłopiec zakrywa ręką usta, nagle uzmysławiając sobie, że nie powinien tego mówić. „Uciekli?” – pyta zaintrygowany Levent. „Och, wymsknęło mi się. Powiedzieli, żebym milczał”. „Nie zrobiłeś nic złego. Chcesz im pomóc? W takim razie opowiedz mi, kiedy uciekli i co się dzieje. Tylko tak będę mógł im pomóc”.
Akcja wraca do domu Durmusa. Dzieci kończą jeść przygotowany przez Meryem posiłek. Nagle rozlega się pukanie do drzwi. „Tym razem nas znaleźli!” – mówi Camur. „Nie bójcie się. Schowajcie się w pokoju” – mówi dziewczyna i idzie otworzyć drzwi. Przed wejściem widzi Leventa. „Czy dzieci są w środku?” – pyta przybyły. „Dzieci?” – Meryem udaje zdziwienie. „Przyjaciele Omera. Ciszka, Camur, Cita i Minik”. „Oni…”. „Przyszedłem im pomóc”. „Jak się dowiedziałeś?”. Levent wskazuje na stojącego za furtką Omera.
„Dziękuję, ale sama mogę to rozwiązać” – zapewnia córka Durmusa. – „Naprawdę nie ma potrzeby, żebyś się tym zajmował”. „Nie możesz tego rozwiązać sama. Należy to zgłosić na policję”. „Nie nalegaj. Po prostu nie znalazłam jeszcze rozwiązania”. „Teraz jesteś po prostu uparta. To nie jest coś łatwego. Jak możesz im sama pomóc, kiedy szuka ich ktoś taki jak Tekin? Musimy zadzwonić na policję”. „Nie wspominaj o policji. Dzieci już wystarczająco się boją”. „Mówisz mi, żebym się nie mieszał, choć dzieci są przestraszone? Przepraszam, ale nie będę cię słuchał”.
Levent mija Meryem i wchodzi do środka. „Dzieci, gdzie jesteście? Chcę z wami porozmawiać” – woła. Gdy nikt nie odpowiada, Meryem zagląda do pokoju. Nie ma tam dzieci! „Nie ma ich!” – mówi spanikowana. – „Były w pokoju, ale ich nie ma! Powiedziałam ci, żebyś nie wspominał o policji, dlatego uciekły. Och, co teraz zrobimy? Co jeśli ktoś inny je znajdzie?”. „Dokąd uciekły?” – pyta Levent. „Nie wiem, ale znajdę je, jeśli mi pozwolisz”. „Nie możesz iść sama. Idę i ja”. „Proszę cię, nie mieszaj się w to. Jeśli zobaczą cię ze mną, nie uwierzą mi. Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, nie mieszaj się w to”.
„W porządku, niech tak będzie” – zgadza się Levent. – „Ale daj mi znać, jeśli coś pójdzie nie tak. Zrobię wszystko, co w mojej mocy”. „Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby”. Akcja przeskakuje do następnego dnia. Meryem nadal szuka dzieci. Na drodze spotyka Tekina. „Gdzie są dzieci?” – pyta dziewczyna. „I ja chciałem ciebie o to zapytać” – oznajmia gangster. – „Gdzie są dzieci?”. „Nie oddasz dzieci”. „Dlaczego?”. „Bo nadal są dziećmi. Maleńkimi i bez opieki. Musimy je chronić”.
„Meryem, nie mieszaj się w moją pracę” – mówi stanowczo Tekin. – „Nie próbuj pomóc dzieciom, a już zwłaszcza nie próbuj ich przede mną ukryć. Inaczej… To nie byłoby dobre dla Neriman. Rozumiesz? Świetnie”. Tekin chce odejść. „Stój!” – zatrzymuje go Meryem. Mężczyzna patrzy na nią z rysującym się na twarzy zaciekawieniem. – „Jeśli nie oddasz dzieci…”. „Tak, słucham cię. Jeśli nie oddam dzieci, co zrobisz w zamian?”. „Jeśli będziesz chronił dzieci, zgodzę się pracować dla ciebie”. „Żartujesz?”. „Czy żartowałabym z życia dzieci? Jeśli ochronisz dzieci, będę pracować dla ciebie”. „Brawo, jedynie ty mogłaś to tak sprytnie wymyślić. Daj mi chwilę, żebym to rozwiązał”.
Tekin sięga po telefon i wybiera numer do Dogana. „Posłuchaj mnie” – mówi do słuchawki. – „Znajdziesz dzieci i przyprowadzisz je do baraku. Kiedy przyjdą, ukryj je. To pierwsza faza, później zobaczymy, co dalej”. Tekin rozłącza się i mówi: „W porządku, Meryem, załatwione. Idź teraz do baraku, dzieci mogą przyjść w każdej chwili. Ja mam trochę pracy, później przyjdę”. Tymczasem dzieci wchodzą na teren rezydencji. W ogrodzie znajduje je Omer. Każe im się schować, a następnie udaje się po jedzenie dla nich.