Teresa, ubrana w koszulę nocną, opiera się o wezgłowie łóżka. Spogląda z lekkim uśmiechem.

„Akacjowa 38” Odc. 602 – streszczenie

Cayetana i Fernando odrywają się od siebie po serii gorących, niekontrolowanych pocałunków. A raczej to on — nagle, jakby otrzeźwiony — cofa się pierwszy.

– Przepraszam, Cayetano – mówi z wyraźnym zażenowaniem.
– Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło… – odpowiada kobieta, z lekkim drżeniem w głosie, choć jej skrępowanie zdaje się być bardziej pozorne niż szczere. – Czuję się winna. Proszę… zapomnijmy o tym.
– Nie, to ja jestem winien. Tylko ja. Wybacz mi.

– Nie masz za co przepraszać. – Jej ton staje się twardszy, bardziej rzeczowy. – Będziemy zachowywać się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Nadal będziemy się widywać. I to się już nie powtórzy.
– Lepiej, jeśli teraz pójdę. Dajmy sobie chwilę, by ochłonąć.
– Oczywiście. Zrzućmy wszystko na karnawał.

Fernando rusza w stronę drzwi, lecz w tym samym momencie do salonu wchodzi jego żona. Teresa. Równie poruszona, choć z zupełnie innego powodu.

– Już wróciłaś z balu? – pyta Cayetana, starając się zachować spokój.
– Zostało tam już tylko kilka osób.
– A Tirso?
– Nie chciałam mu przerywać zabawy.

– Ja po niego pójdę, jak się wszystko skończy – rzuca Fernando, po czym bez zwłoki wychodzi z pokoju.

– Nie bawiłaś się dobrze? – pyta delikatnie Cayetana.
– Widziałam sąsiadów, jak śmiali się i śpiewali. Nawet tańczyłam z kimś, kogo nie znam.
– Ale nie wyglądasz na szczęśliwą.

– Może miałaś rację. Może karnawał wcale nie jest taką niewinną zabawą – mówi Teresa, z zamyśleniem w oczach.
– Bo nie jest. Ani trochę.
– Nie chodzi mi o moralność, którą raz w roku można zawiesić. Chodzi o coś głębszego. To wszystko jest… fałszem. Dniem, kiedy każdy może założyć maskę.

– Tereso – przerywa jej łagodnie Cayetana, podchodząc bliżej – wszyscy nosimy maski. Codziennie. Ty, twój mąż… ja. Wszyscy. – Ujmuje jej dłonie, patrząc na nią z doskonale udawanym ciepłem.

Nauczycielka nie odpowiada. Zamiast tego wtula się w nią z zaufaniem.
– Dziękuję. Wiem, że mogę ci ufać.

– Oczywiście, że możesz – szepcze Cayetana, delikatnie zataczając dłonią owalne ruchy na jej plecach, jakby chciała zmazać z nich ciężar dnia.

Gdy Teresa wychodzi, Cayetana podchodzi do kominka. Sięga po szklaneczkę koniaku, którą wcześniej zostawił Fernando. Zanurza usta w bursztynowym trunku, pozwalając sobie na chwilę samotnej refleksji.

***

Elvira i Maria Luisa stoją przed Donem Ramonem ze spuszczonymi głowami. Powietrze między nimi aż iskrzy od napięcia.

– Co za wstyd! Co za skandal! Co za bezmyślność! – wybucha Don Ramon, przechadzając się nerwowo po pokoju. – Czy wyście całkiem postradały rozum?!
– Przepraszam, ojcze… Popełniłyśmy błąd – mówi Maria Luisa cicho, ze skruchą w głosie.

– Cisza! Teraz ja mówię! – ucina ostro. – Nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń. Pocałunek? Na oczach wszystkich? Owszem, to szokujące… ale najgorsze nie było to. Najgorsze było kłamstwo. Zdrada zaufania, które wam okazałem!

– Kochanie, proszę cię, uspokój się, bo zaraz zemdlejesz – wtrąca łagodnie Trini, stając obok niego.
– I bardzo dobrze! – unosi głos. – Może wtedy te dwie nierozważne dziewczyny zrozumieją, do czego doprowadziły!

Zatrzymuje wzrok na Elvirze, przebranej w męski strój. Jego spojrzenie jest surowe, zimne.

– Prosiłaś mnie, bym wstawił się za tobą u twojego ojca. Zrobiłem to. Dałem mu słowo, że zasługujesz na szansę. I po co? Po to, byś mnie skompromitowała?

– Przepraszam, Don Ramonie…

– Nie chcę słuchać twoich przeprosin! – przerywa jej ostro. – Myślałem, że twój ojciec jest dla ciebie zbyt surowy. Chciałem być tym, który cię zrozumie. A teraz widzę, że on miał rację. Traktował cię dokładnie tak, jak zasługujesz – jak rozpieszczone, kapryśne dziecko, które gotowe jest manipulować i oszukiwać wszystkich dookoła, byle postawić na swoim.

– Kochanie, chyba trochę przesadzasz… – próbuje wtrącić się Trini, ostrożnie.
– Porozmawiamy później – rzuca lodowato. – I mam nadzieję, że nie wiedziałaś o tym absurdalnym planie tych dwóch nierozważnych dziewcząt. Bo jeśli tak…

– Nie, tato! – przerywa Maria Luisa stanowczo. – Trini nic nie wiedziała. Tylko o strojach. Przysięgam.

– Wystarczy! – mówi Don Ramon tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Mam tylko nadzieję, że Don Arturo nie dowie się o tym całym zajściu. Gdyby tak było, zrozumiałbym każdy jego gniew. I usprawiedliwiłbym go.

– To ja ją pocałowałam – mówi Elvira nagle, patrząc mu prosto w oczy. – To nie jest wina Marii Luisy. To był impuls. Moja decyzja.

– A więc nie tylko brak ci rozsądku, ale też elementarnej odpowiedzialności. Nie można ci ufać. Cokolwiek postanowi twój ojciec, będzie to słuszne. I ja nie będę mu już w tym przeszkadzał.

Odwraca się do córki. Jego głos jest już cichszy, ale nie mniej bolesny.

– A ty… Ty mnie zawiodłaś najbardziej. Traktowałem cię jak osobę dorosłą, ufałem, że rozumiesz konsekwencje swoich czynów. Myliłem się. Powinienem cię ukarać. Ale nie zrobię tego.

– Ojcze… Przysięgam, to się więcej nie powtórzy…

– Już mnie to nie obchodzi. Nie interesuje mnie, czy się powtórzy, czy nie. Przestałem cokolwiek od ciebie oczekiwać. A Victor… cóż, trudno mi sobie wyobrazić, że zaakceptuje to, co zobaczył. Narzeczona całująca inną kobietę, publicznie, bez wstydu. Jeśli zdecyduje się zerwać zaręczyny, nie będę miał do niego żadnych pretensji. Na jego miejscu postąpiłbym tak samo.

Odwraca się na pięcie i odchodzi, z twarzą jak kamień.

***

Teresa zabrała zoetrop znaleziony przy fontannie do swojego pokoju. Leżąc w łóżku, przesuwa delikatnie palcami po jego chłodnej, metalowej powierzchni, jakby dotykiem próbowała przywołać przeszłość. W myślach wraca do dnia, w którym Mauro po raz pierwszy pokazał jej to niezwykłe urządzenie. W jej oczach pojawia się cień uśmiechu, choć w sercu czuje ból.

Nagle słyszy kroki zbliżające się do drzwi. Szybko chowa zoetrop za łóżkiem, jakby ukrywała jakiś zakazany sekret. Po chwili rozlega się ciche pukanie, a do pokoju wchodzi Fernando, pchając wózek ze śniadaniem.

– Poprosiłem, żeby przygotowano śniadanie, które mogę ci podać do łóżka – oznajmia z wymuszoną serdecznością.
– Uwielbiam śniadania w łóżku – odpowiada Teresa, obdarzając go lekkim uśmiechem. Chociaż jej głos jest miękki, w oczach nie ma prawdziwej radości.

Fernando stawia tacę na kołdrze, starając się być uważny i troskliwy.
– Świeżo wyciskany sok pomarańczowy, kawa i bułeczki cynamonowe z La Deliciosy.

– Moje ulubione… – szepcze Teresa z nutą zdziwienia, ale i wdzięczności. – A ty? Jadłeś już?

– Tak, wstałem dziś wcześnie. Tereso… – zawiesza głos. – Chciałem cię przeprosić za wczoraj. Nie powinienem zostawiać cię samej na przyjęciu. Mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze się bawiłaś?

– Wiesz, jak to jest z karnawałem – mówi, unosząc spojrzenie. – Na chwilę pozwala nam oderwać się od rzeczywistości. Udawać kogoś innego. Chociażby na jeden wieczór.

– Cieszę się, że ci się podobało – odpowiada Fernando, ale jego ton jest ostrożny, jakby próbował coś wybadać. – Chociaż mam wrażenie, że nie tylko udajesz. Że próbujesz… naprawdę być kimś innym.

Na moment zapada cisza. Teresa odwraca wzrok.
– Wychodzisz? – pyta cicho, gdy widzi, że Fernando odwraca się do drzwi.

– Tak. Mam spotkanie z kierownikiem budowy. Jeśli nie będziemy go poganiać, nigdy nie dokończymy naszego domu.
– Ale tu też jest nam dobrze – odpowiada Teresa spokojnie, lecz z ukrytą nadzieją, że zostaną.

– Nie chcę, żeby nasza obecność stała się dla Cayetany uciążliwa – rzuca sucho. – Do zobaczenia po południu.
– Nie pocałujesz swojej żony? – zatrzymuje go głosem, w którym pobrzmiewa zarówno smutek, jak i pragnienie.

Fernando odwraca się i składa na jej policzku szybki, niemal chłodny pocałunek – bez żaru, bez uczucia. Zupełnie inny niż ten, którym jeszcze wczoraj obdarzył Cayetanę.

– Chcę przygotować dla ciebie niespodziankę – mówi, jakby chciał coś naprawić. – Może dzięki niej zapomnimy o dawnych nieporozumieniach.
– Wierzę, że nam się to uda… – odpowiada Teresa, choć nie wiadomo, czy mówi to jemu, czy sobie samej.

– Do zobaczenia – rzuca Fernando i wychodzi z pokoju.

Gdy drzwi się za nim zamykają, Teresa opiera głowę o poduszkę i sięga wzrokiem w pustkę. W myślach wraca do Maura – do jego spojrzenia, dotyku, słów. Do tego, co kiedyś mogło być… a może jeszcze gdzieś, w niej, nadal jest.

***

Lolita wchodzi do salonu z niewielką tacą, na której spoczywa starannie uporządkowana korespondencja. Wręcza listy Celii, która z niecierpliwością rozrywa koperty. Gdy przegląda dokumenty, jej oczy rozszerzają się ze zdumienia. Trini, która właśnie ją odwiedziła, spogląda na nią z zaciekawieniem.

– To od mojej matki – mówi Celia cicho, jakby nie mogła uwierzyć w to, co czyta. – Przekazuje mi cały swój majątek. Patent na farby… wszystko.
– Celio, to prawdziwa fortuna! – mówi Trini z niedowierzaniem. – Jesteś zabezpieczona na całe życie.

Celia unosi wzrok.
– I jest jeszcze jeden dokument… Unieważnienie mojego małżeństwa z Felipe.
– Czyli… nie jesteś już panią Álvarez-Hermoso?

– Nie – mówi z lekkim drżeniem w głosie. – Znów jestem sobą. Celią Verdejo. I wszystko to zawdzięczam mojej matce.

***

W kawiarni La Deliciosa panuje spokój, który nie pasuje do burzy, jaka rozgrywa się w sercu Marii Luisy. Z bijącym sercem przekracza próg, po czym niepewnie zbliża się do lady. Victor czyści szklanki, nie odrywając od nich wzroku.

– Cześć – mówi cicho, z wyraźnym skruszeniem.
– W końcu raczyłaś się pojawić – odpowiada chłodno Victor, nie patrząc na nią.
– Nie miałam odwagi… Jesteś bardzo zły?

– Ty mi powiedz – rzuca sucho. – Cały dzień słyszałem, że moja dziewczyna woli kobiety… Wyrzuciłem kilku klientów, którzy źle się o tobie wyrażali. Wiesz, co powiedzieli? Że ich noga więcej tu nie postanie. Do rękoczynów nie doszło tylko dlatego, że kilku stałych bywalców mnie powstrzymało. I to, uwierz, była najlepsza część dzisiejszego dnia. Najgorsze? Wszyscy wokół doradzali mi, żebym z tobą zerwał, nawet cię nie wysłuchawszy.

– Proszę… nie odchodź ode mnie. Pozwól mi to wyjaśnić.
– Masz moją uwagę. Ale najpierw postaw się na moim miejscu. Chciałabyś zobaczyć mnie, jak całuję Pabla na oczach całej dzielnicy?

– Nie… oczywiście, że nie. Ale przysięgam, dla mnie to też był szok. Nie planowałam tego. To była improwizacja Elviry – dodała z przejęciem. – Chciałyśmy tylko zrobić wrażenie. Przebrałyśmy się za mężczyznę i pannę młodą, nic więcej. Gdyby powiedziała mi o pocałunku wcześniej, nigdy bym się na to nie zgodziła.

Victor milczy przez dłuższą chwilę.
– Cóż… wyglądało, jakby ci się podobało.

– Bo byłam zaskoczona. Zrobiłam błąd, ale nie zmieniło to moich uczuć. Victorze… kocham cię. Jesteś jedynym mężczyzną, z którym chcę spędzić życie. Chcę z tobą założyć rodzinę, wspólnie śmiać się i płakać. Chcę zestarzeć się u twego boku.

– I obiecujesz, że to się nie powtórzy?
– Obiecuję. Nigdy więcej nie przyniosę ci wstydu. Nie chcę być powodem twoich zmartwień, tylko twoją dumą.
– Mam swój biznes i nazwisko, którego muszę bronić – przypomina jej poważnie.

Maria Luisa uśmiecha się delikatnie.
– A pamiętasz czasy, kiedy to ty byłeś szalonym rozrabiaką, a ja tą poważną i rozsądną?

– Nie próbuj mnie rozbawić – mówi Victor, choć jego usta mimowolnie unoszą się w uśmiechu.
– Pozwól, że powiem ci to samo, co kiedyś ty mi powiedziałeś: Victorze, jesteś moim życiem i moim sercem.

Victor wychodzi zza lady i podchodzi do niej. Ujmuje jej dłonie z taką czułością, że zdaje się, jakby czas się zatrzymał.

– Nie umiem bez ciebie żyć, Mario Luiso. Ale jeśli jeszcze raz zobaczę, jak Elvira cię całuje… przysięgam, nie zdoła przede mną uciec.

Po tych słowach przyciąga ją do siebie i całuje – mocno, z pasją, bez oglądania się na zdziwionych gości kawiarni. Ten pocałunek to nie przeprosiny. To deklaracja. I obietnica, że mimo wszystko – miłość przetrwa.

Kiedy i gdzie zostanie wyemitowany odcinek 602. serialu „Akacjowa 38”?

Odcinek 602. zadebiutuje na antenie TVP1 w czwartek, 17 kwietnia, o godz. 18:45. Tuż po premierze telewizyjnej epizod będzie dostępny w Internecie na stronie vod.tvp.pl.

Podobne wpisy