68: Melis jest w swoim pokoju, dzwoni do Cemila. „Gdzie jest Levent?” – pyta, gdy połączenie zostaje odebrane. – „Dzwoniłam do niego, ale się nie zgłasza. Czy jest w firmie?”. „Wyszedł, Melis. Poszedł uratować Meryem. Zawarł umowę z ludźmi, że im zapłaci, a oni puszczą Meryem”. „Jeszcze będzie płacił za tę dziewczynę?! Co jeśli ci ludzie zrobią mu coś złego?”. „Nie mieliśmy innego wyjścia”. „I tak po prostu pozwoliłeś mu odejść?”. „Czy Levent jest dzieckiem? Co miałem zrobić?”. „Módl się do Boga, żeby nic mu się nie stało, inaczej zobaczysz, co stanie się z tobą!”.
Akcja przenosi się do lasu. Meryem odłamkiem szkła udaje się przeciąć sznur, którym została przywiązana do drzewa. Uwalnia się i rzuca do ucieczki. Draby ruszają w pogoń za nią. Akcja przenosi się do dzielnicy. Dogan przychodzi do domu Durmusa, gdzie obecna jest także Neriman. „Dalej, opowiadaj, o czym ty i Tekin rozmawialiście” – mówi Durmus. – „Umieramy z ciekawości”. „Prawnik szefa Meryem przyszedł i wziął numer telefonu do tych ludzi. Brat Tekin powiedział, że zrówna wszystko z ziemią, jeśli nie znajdziemy Meryem, zanim on wyjdzie”. „I co teraz zrobimy?” – pyta Neriman.
„Nie siedzę bezczynnie, ja też pracuję” – oświadcza Dogan. – „Zadzwoniłem do ludzi, ale zignorowali mnie, skoro brat Tekin jest w areszcie”. „Masz numer do szefa Meryem?” – pyta Neriman. – „Może już ją znalazł”. „Nie mam, ale… Ayse na pewno ma, w końcu pracują razem w tej samej firmie. Zadzwoń do niej, Neros. Jeśli zobaczy, że ja dzwonię, na pewno nie odbierze”. Kobieta wybiera numer do Ayse. „Córko, masz jakieś wieści o Meryem?” – pyta. – „Wygląda na to, że twój szef dostał numer telefonu do tych ludzi”. „Jeszcze nic, ale pan Levent ryzykuje swoje życie, aby ją uratować. Zadzwonię do ciebie później”.
Akcja przenosi się do firmy. Ayse rozłącza się i zwraca do nadchodzącego Cemila: „Masz jakieś wieści?”. „Zebraliśmy pieniądze” – odpowiada mężczyzna. – „Levent pojechał po Meryem”. „Więc pan Levent uratuje jej życie”. „Levent zrobiłby to dla każdego. Módlmy się, aby wrócili cali i zdrowi, później będziemy myśleć o całej reszcie”. Akcja przenosi się do lasu. Meryem dociera do drogi. Zatrzymuje nadjeżdżający samochód i na jej nieszczęście za jego kierownicą siedzi szef bandytów!
„Co robisz tutaj?! Jak uciekłaś?!” – pyta mafioso, chwytając dziewczynę za ramię. – „Właź do samochodu!”. „Puść mnie!” – krzyczy córka Durmusa, szarpiąc się ze wszystkich sił. „Dlaczego miałbym cię puścić? Właź!” – Wrzuca Meryem do auta. Wkrótce przyjeżdżają do miejsca, z którego dziewczyna uciekła. – „Jak pracujecie?! Gdybym jej nie złapał, teraz byłaby już na policji, wy idioci!”. „Bracie, ja tylko…” – odzywa się jeden z drabów. „Zamknij się! Jeszcze masz czelność dyskutować! Życie ci niemiłe?! Dziękujcie Bogu, że was nie zabiłem. Jak tylko skończymy tę sprawę, z wami oboma się policzę! Teraz dobrze ją zwiążcie. Jeśli znowu ucieknie, zabiję was obu!”. Draby ponownie przywiązują Meryem do drzewa.
Czas mija, a Leventa wciąż nie ma. „Wygląda na to, że ten twój nie przyjdzie” – mówi szef bandziorów. – „Myślałem, że przyjdzie i uratuje cię, ale nic z tego”. „To nie tak. Jeśli coś obiecał, spełni to” – zapewnia Meryem. – „Zobaczysz, że przyjdzie”. „Jesteś naiwna, dziewczyno! Gdyby miał przyjść, już dawno by tu był! Przyznaj, że pomyliłaś się co do niego. Nie płacz, bo szkoda łez dla takich facetów. Nie będziesz miała z niego żadnego pożytku. Powiedziałbym ci, żebyś o nim zapomniała i żyła własnym życiem, ale ty nie będziesz już miała żadnego życia”.
„Nie rób tego, proszę cię” – błaga Meryem. – „Puśćcie mnie, ja nic nie wiem”. „Bracie, co zrobimy?” – pyta drab. – „Wrzucimy ją do potoku czy strzelimy jej w głowę?”. „Strzel jej prosto w głowę, a potem ją pochowajcie!”. Bandzior wyciąga broń i kieruje ją w stronę Meryem. Dziewczyna zamyka oczy i zaczyna się modlić: „Boże, proszę Cię, pomóż mi”. W tym momencie w lesie pojawia się Levent! „Natychmiast opuść tę broń!” – rozkazuje. – „Pieniądze są tutaj.” – Unosi trzymany w ręku neseser. „Gdzie byłeś do tej pory?” – pyta mafioso. – „Jeszcze trochę i ta twoja poleciałaby do nieba. Dobrze się nią zaopiekowaliśmy, gdy ciebie nie było. Nie możesz nam się za to wystarczająco odpłacić”.
„Natychmiast ją rozwiążcie!” – nakazuje Levent. „Najpierw pokaż pieniądze” – mówi szef. Syn Ulviye otwiera pełen gotówki neseser, a następnie przekazuje go gangsterowi. Meryem zostaje uwolniona i od razu wpada w objęcia swojego wybawiciela. „Wynośmy się stąd, teraz” – mówi Levent i odwraca się wraz z dziewczyną. „Dokąd idziecie?” – zatrzymuje ich mafioso. – „Kto wam powiedział, że możecie iść?”. „Dostaliście pieniądze, czego jeszcze chcecie? Pozwólcie nam odejść”. „Widzieliście wszystko i słyszeliście. Nigdy nie zostawiamy świadków. Skąd mam wiedzieć, że nie zgłosisz nas na policję? Zabijcie ich oboje!”.
Mafioso zabiera telefony Leventowi i Meryem. Jego ludzie prowadzą więźniów w głąb lasu. „I co powiecie?” – pyta drab jakiś czas później, wskazując ręką dokoła. – „Podoba wam się to miejsce? Chcecie, żebym zakopał was pod lipą czy pod kasztanem? Gdzie mam was zakopać, gołąbki? Dlaczego tak na mnie patrzycie? Nie oczekujecie chyba, że postawię wam marmurowy pomnik?”. Drugi z drabów sprawdza pobliski grunt i oznajmia: „Ziemia jest miękka, pójdę po łopatę”.
„Kto chce się pierwszy pomodlić, ty czy pani?” – pyta drab, który został z Leventem i Meryem, cały czas mierząc do nich z pistoletu. „Puść ją, a dam ci to, czego chcesz” – oferuje Levent. – „Paszport i pieniądze. Wyjedziesz do Australii czy Ameryki Południowej i będziesz żył jak król”. „Pięknie mówisz, mój bracie. Ja w końcu żyję tutaj jak pies. Jak długo jeszcze mogę, prawda?”. „Nawet jacht dostaniesz”. „Zapukałeś do niewłaściwych drzwi.” – Bandzior przystawia lufę pistoletu do czoła Leventa. – „Poznałem się na twoim kłamstwie. Chcesz, żebyśmy zabawili się w wyciąganie słomki? Ty czy ty?” – Przesuwa broń z Leventa na Meryem i z powrotem.
„Czekaj, mam gdzieś tu słomki” – kontynuuje drab i wolną ręką chce sięgnąć do kieszeni. Levent szybkim ruchem odbiera mu broń, przewraca go i kilkukrotnie okłada pięścią po twarzy. Gdy bandzior traci przytomność, brat Bahadira wyrzuca pistolet, bierze Meryem za rękę i razem uciekają. Akcja przenosi się do dzielnicy. Durmus i Neriman siedzą przy stole i zajadają się obiadem. Nagle rozlega się pukanie do drzwi. „Otwórz, siostro” – mówi mężczyzna. „A co ja jestem? Dom jest twój, wstań i otwórz”. Durmus niechętnie odrywa się od pałaszowania i otwiera drzwi. Do środka wchodzi Dogan.
„Podczas gdy cały świat się martwi, wy tutaj zajadacie się w najlepsze” – mówi przybyły. – „Niech Bóg da wam najlepsze biesiady na świecie, nie mam nic więcej do powiedzenia”. „Nie przedłużaj, ty też dostaniesz kęs” – oznajmia Durmus. „Tylko wy jedzcie, ja nie jestem głodny.” – Dogan siada na krześle. „Masz jakieś wieści od Tekina?”. „Mam. Wynająłem takiego adwokata dla brata Tekina, że jeszcze przed zmrokiem wyciągnie go z więzienia. Na sto procent. Oczywiście, jeśli Neros zapłaci”. „Komu mam zapłacić?” – pyta kobieta. „Adwokatowi, Neros”. „Co ja mam z tym wspólnego? Tak jakbym miała za dużo pieniędzy!”.
„Neros, jak tylko brat Tekin wyjdzie, pieniądze zostaną zwrócone razem z odsetkami” – zapewnia Dogan. – „Teraz nie czas na zrzędzenie. Nie byłoby dobrze, gdyby brat Tekin dowiedział się o twoim zachowaniu. To tylko pożyczka, którą szybko odzyskasz. I co, rozbijesz swoją skarbonkę?”. Czy Neriman zapłaci za adwokata? Czy Leventowi i Meryem uda się uciec z lasu?