Zranione ptaki odcinek 69: Levent i Meryem zostają uratowani! Levent odtrąca Melis! [Streszczenie + Zdjęcia]

69: Ayse i Cemil siedzą przy biurku. Oboje bardzo się denerwują. Dziewczyna niespokojnie obraca długopis w palcach, a mężczyzna stuka palcami o blat biurka. Nagle jego telefon zaczyna dzwonić. „Halo, Melis?” – odbiera natychmiast. „Udało mi się zdobyć pozwolenie z komisariatu” – oznajmia kobieta po drugiej stronie. – „Wkrótce dwie ekipy przystąpią do poszukiwań, pojadę za nimi”. „W porządku, wyślij mi lokalizację, od razu przyjadę”. Cemil rozłącza się i mówi do Ayse: „Zawiozę cię do domu, żeby twoja mama się nie martwiła”. „To niemożliwe. Nigdzie nie pójdę, dopóki Meryem nie zostanie uratowana. Jadę z tobą. Oczywiście, jeśli ci to nie przeszkadza”.

„Oczywiście, że nie. Po prostu słuchaj tego, co ci powiem” – odpowiada prawnik. – „Chodźmy”. Akcja przenosi się do rezydencji. Asli jest w pokoju Hulyi, myje jej ręce i mówi: „Gdybyś wiedziała, co tracisz. Przylgnęłaś do łóżka w najgorszym momencie. Pan Levent biega za Meryem i to jeszcze szybciej niż wcześniej. Zapewniam cię, że ta dziewczyna niedługo wróci do rezydencji. Może nawet pan Levent jej się oświadczy.” – Bierze do rąk zdjęcie Bahadira i Hulyi. – „Mam nadzieję, że mnie też ktoś zauważy i założy pierścionek na mój palec. Co powiesz? Chciałabyś tego?”.

Akcja przenosi się do lasu. Szef bandziorów znajduje swojego człowieka, który leży nieprzytomny na polanie. Ocuca go, a po chwili zjawia się drugi z drabów. „Dlaczego nie było cię na miejscu?!” – pyta wściekły mafioso. „Poszedłem po łopatę” – tłumaczy bandzior. „Mieliście ich najpierw zabić, a dopiero później zakopać, wy idioci! Co teraz zrobimy?! Jak znajdziemy w tym lesie Lajlę i Madżnuna (bohaterowie arabskiej historii miłosnej)?! Dalej, szukajmy ich!”.

Akcja przeskakuje do wieczora. Neriman przynosi Doganowi pieniądze na opłacenie prawnika dla Tekina. „Dziękuję, Neros” – mówi mężczyzna. – „Tekin nigdy ci tego nie zapomni. Zadzwoń raz jeszcze do Ayse”. Kobieta nawiązuje połączenie z przyjaciółką Meryem i pyta: „Są jakieś wieści? Zawiadomili policję? Mam nadzieję, że znajdą ją jak najszybciej. Jeśli pojawią się jakieś wiadomości, od razu daj mi znać. Nie zostawiaj mnie w niepewności”.

Neriman rozłącza się i mówi do Dogana: „Powiedziała o policji. Czy nam też się oberwie?”. „Z jakiej racji? Co mamy z tym wspólnego? Gdzie ona jest?”. „Nie powiedziała tego, ale prawdopodobnie w firmie”. „Znowu jest obok tego typa”. „Zostaw tę miłość! Idź do adwokata i daj mu pieniądze. Uratuj Tekina, dalej!”. Tymczasem Levent i Meryem nadal wędrują przez las. Natrafiają na chatę, w której znajdują schronienie. Zasłaniają wszystkie okna, a następnie siadają na ławce, oświetlając wnętrze włożoną do wiadra latarką.

„W ten sposób nas nie zobaczą” – oznajmia mężczyzna. – „Chłodno ci?” – Okrywa towarzyszkę swoją kurtką. – „Jestem ci winien przeprosiny”. „Jest dokładnie odwrotnie” – sprzeciwia się Meryem. – „Uratowałeś mi życie, teraz to ja jestem ci dłużna”. „Nie jesteś mi dłużna. Ale jeśli chcesz podziękować, możesz znowu z nami zamieszkać. Nic nie powiesz?”. „Nie wiem. Po tym wszystkim, co się stało… Czułabym się nieswojo, jak ktoś zbędny”. „Więc nie myliłem się, to z powodu Melis” – mówi w myślach Levent, po czym kontynuuje na głos: „Jeśli zrobiłem coś, przez co czujesz się zbędna…”.

„Nie, proszę, to nie tak” – zaprzecza Meryem. „A może jest ktoś inny, przez kogo tak się czujesz? Nikt nie ma do tego prawa. Bądź pewna, że jeżeli ktoś wyobraża sobie, że będzie ze mną, to tylko jego marzenia”. „Czy źle zrozumiałam tę bliskość między nimi?” – pyta w myślach Meryem. „Dzieci zostały umieszczone w domu dziecka” – oznajmia Levent. „Bardzo się cieszę, te dzieci tak wiele wycierpiały w swoim życiu. Mam nadzieję, że od teraz będą żyły spokojnie”.

Meryem wyciąga fotografię z plecaka i oznajmia: „To mama Ciszki. Nie może zasnąć bez jej zdjęcia. Czy możesz to jej przekazać?”. „Oczywiście. Razem zaniesiemy jej to zdjęcie” – odpowiada syn Ulviye. „Niech będzie u ciebie. Jeśli mi coś się stanie…”. „Myślisz, że na to pozwolę? Nikt cię nie skrzywdzi, dopóki tu jestem”. Akcja przeskakuje do następnego dnia. Meryem otwiera oczy i spostrzega, że zasnęła, trzymając Leventa za rękę. Szybko podnosi się. Nagle z zewnątrz dochodzi jakiś odgłos. Levent ostrożnie uchyla zasłonę i widzi zmierzających w stronę chaty mafiosów. Meryem od razu wpada w panikę.

„Uspokój się” – prosi brat Bahadira, ujmując dłonie towarzyszki. – „Wyjdziesz stąd teraz. Dogonię cię, kiedy niebezpieczeństwo minie”. „Nie mogę zostawić cię samego”. „Bądź rozsądna, nie mamy dużo czasu. Dalej.” – Prowadzi dziewczynę do tylnych drzwi. – „Cokolwiek usłyszysz, nie odwracaj się”. Dziewczyna opuszcza chatę. Kilka chwil później Levent wychodzi bandytom na spotkanie, nie czekając, aż to oni go znajdą. „Ptaki są w klatce” – mówi szef. – „Nie uciekniecie nam znowu”. „To mnie szukasz?” – pyta syn Ulviye, stając oko w oko z gangsterem.

„Madżnunie, czy zgubiłeś drogę do domu? Wejdź do środka i przyprowadź Laylę.” – Kulawy Kamil skina na swojego człowieka. Ten wchodzi do chaty i wraca zaraz, oznajmiając: „Szefie, dziewczyna uciekła”. „Więc biegnijcie za nią! Albo nie, stójcie. Wiem, jak ją sprowadzić.” – Przykłada pistolet do głowy Leventa. Kamera pokazuje biegnącą przez las Meryem. Nagle rozlega się odgłos wystrzału i dziewczyna momentalnie się zatrzymuje. Zastanawia się tylko przez sekundę, po czym zawraca.

Kamera wraca przed chatę. „Nie ciesz się, nie przyjdzie” – zapewnia Levent. „Potrafię wykryć człowieka ze stu metrów” – oświadcza gangster. – „Czy marnowałbym pocisk, nie wiedząc, że przyjdzie? To oczywiste, że nie zostawi ukochanego”. „Tak ci się tylko wydaje. Nie licz na to”. „Chcesz się założyć?” – Bandzior bierze do ręki kwiatek i zaczyna odrywać jego płatki. – „Przyjdzie, nie przyjdzie, przyjdzie, nie…”. „Stój! Nie rób tego!” – rozlega się krzyk wybiegającej z lasu Meryem. Dziewczyna dobrowolnie oddaje się w ręce draba.

„Dlaczego tu przyszłaś? Dlaczego mnie nie posłuchałaś?” – pyta ze złością w głosie Levent. Kulawy Kamil przejmuje dziewczynę i przykłada jej pistolet do głowy. – „W porządku, uspokój się. Masz problem ze mną, nie z nią. Puść ją, niech idzie”. „Nazywają mnie duchem, ponieważ nigdy nie zostawiam śladów ani świadków”. „Powiedziałem ci, żebyś puścił dziewczynę. Nie będę powtarzał”. „Komu ufasz, że pozwalasz sobie tak mi grozić?”. „Nikomu nie ufam, poza samym sobą”. „Mówisz, że się nie boisz?” – Gangster przykłada lufę pistoletu do czoła Leventa.

„Podejdź bliżej i spójrz mi w oczy” – mówi z pewnością w głosie Levent. – „Powiedz, czy widzisz w nich strach. Przyglądasz mi się uważnie?” – Wykonuje gwałtowny ruch i odbiera broń mafiosie. Rolę się odwracają, teraz to Levent trzyma pistolet przy głowie gangstera. „Rzućcie broń!” – rozkazuje pozostałym drabom. „To ty rzuć pistolet, jeśli życie ci miłe!” – rozkazuje bandzior, ani myśląc wykonać polecenie Leventa. Nagle na polanę wybiega dwóch policjantów. „Ręce do góry! Rzućcie broń!” – krzyczą. Bandziory rzucają pistolety na ziemię, a Levent oddaje ich szefa policjantom.

„Dzięki Bogu” – mówi z ulgą Meryem i przytula głowę do piersi Leventa. W następnej scenie oboje udają się do miejsca, gdzie czekają na nich Melis, Cemil i Ayse. Cała trójka wymienia się uściskami z uratowanymi przyjaciółmi. Melis ujmuje ramię Leventa i prowadzi go do samochodu. Mężczyzna jednak odrywa się od niej i wraca do Meryem. „Powiedziałem ci, żebyś nie wracała cokolwiek się stanie” – przypomina brat Bahadira. – „Dlaczego wróciłaś?”. „Nie mogłam odejść, kiedy usłyszałam huk wystrzału” – odpowiada córka Durmusa. – „Czy ty nie wróciłbyś, gdybyś był na moim miejscu? Zrobiłam to, co trzeba było zrobić”.

„Bardzo się przestraszyłem z twojego powodu” – oznajmia mężczyzna. „I ja bardzo bałam się o ciebie” – mówi Meryem. „Levent, jeśli nie pójdziemy, ciocia Ulviye wszystko zrozumie” – odzywa się Melis, nie mogąc znieść tego, jak Levent i Meryem są blisko siebie. „Odpocznij dobrze i nie martw się o Omera. Zadzwonię do ciebie” – mówi syn Ulviye, wpatrując się cały czas w oczy Meryem. – „Cemile, odwieziesz dziewczyny?”. „Oczywiście, nie martw się” – potwierdza prawnik.